We wstępie pragnę od razu wyznać, że ów książkę przeczytałam tylko dlatego, że facet, który ją napisał, jest tak naprawdę facetką, a tą facetką jest autorka „Harrego Pottera”. Oczywiście ja nie czytam tylko fantasy i komedii romantycznych. W kryminały i powieści detektywistyczne również się zaopatruję, ale zanim jakąś kupię, to zastanowię się 100 razy i przeanalizuję wszystkie możliwe aspekty. Nabywanie w ciemno jakiegoś nowego kryminału nie wchodzi u mnie grę. Chyba, że ów powieść została napisana przez J.K. Rowling 😉
Fabuła
W prologu dowiadujemy się, że znana modelka właśnie wyleciała przez okno. Śledczy badają okoliczności śmierci i uznają samobójstwo. Reporterzy i paparazzi tłumnie krążą wokół ciała Luli Landry, aby na bieżąco przekazywać tę wstrząsającą wiadomość.
Trzy miesiące później dwudziestopięcioletnia Robin udaje się do swojej prawdopodobnie ostatniej już tymczasowej pracy w Londynie. Dziewczyna przeniosła się z Yorkshire do stolicy Anglii i zamieszkała ze swoim długoletnim chłopakiem Matthew, który ledwo co jej się oświadczył. Kiedy Robin wchodzi do budynku, w którym mieści się biuro, prawie wpada na kobietę wybiegającą przez drzwi główne. Kiedy wchodzi na piętro, aby zapukać w odpowiednie drzwi, te otwierają się gwałtownie, przez co kobieta prawie zostaje pchnięta na schody. Na szczęście (albo i nie) mężczyzna – sprawca niebezpiecznej sytuacji, w ostatniej chwili, ratuje Robin przed upadkiem. W ten oto sposób, dwudziestopięciolatka poznaje swojego nowego szefa – Cormorana Strike’a, prywatnego detektywa.
Co prawda protagonista ma długi, nieopłacone rachunki, brak nowych zleceń i nie stać go nawet na tymczasową asystentkę, ale zgadza się na to, aby Robin pracowała u niego przez jakiś czas, dopóki ta, nie dostanie stałego zatrudnienia gdzie indziej. Na szczęście do biura przychodzi klient i to zamożny. Jest nim John Bristow – prawnik i brat zmarłej Luli Landry, który nie wierzy w jej samobójstwo. Ze względu na dziecięcą znajomość Cormorana z bratem pana Bristowa, klient pragnie wynająć detektywa celem zbadania okoliczności śmierci celebrytki. Prawnik nie wierzy, że jego siostra sama skoczyła. Jest przekonany, że ktoś ją zamordował, jednak jego teorię każdy kwestionuje, dlatego chce, aby detektyw potwierdził morderstwo. Strike niechętnie się godzi. Pomaga w tym nie znajomość z dzieciństwa, ale podwójna stawka wynagrodzenia.
Moim zdaniem
Postać Cormorana jest naprawdę świetnie wykreowana. Pani Rowling, tfu, Pan Galbraight stworzył bohatera nietuzinkowego i niekonwencjonalnego, któremu daleko do idealności. Strike jest byłym żołnierzem i bohaterem wojennym. Jego kariera wojskowa skończyła się, kiedy stracił pół nogi. Od tamtej pory nosi protezę i stara się zarabiać na życie śledzeniem. Jego przeszłość rzutuje na jego obecne życie, wybory i poczynania. Jednak żeby nie było zbyt dramatycznie i poważnie, to autor(ka) dodał(a) sławnego ojca i mniej sławną matkę oraz kilkoro przyrodniego rodzeństwa. Wszystko to, oraz jego wygląd przypominający pobitego boksera sprawia, że Cormoran Strike wydaje się być tak realny, jak aktorzy z serialu „W11” i „Detektywi” 😉
Robin Ellacott jest totalnym przeciwieństwem protagonisty i mam na myśli tylko płeć 😛 Dziewczyna jest zaradna, inteligenta, taktowna i pomysłowa, co za tym idzie, Cormorana na nią nie stać, bo tak wspaniałej sekretarki (asystentki) jeszcze nie spotkał. Robin po cichu marzyła by pracować w agencji detektywistycznej, więc jest pełna zapału w swojej nowej pracy i ma nadzieję, że będzie ona stała, a nie tylko tymczasowa.
Gdybym miała określić jednym przymiotnikiem relację Robin – Cormoran, to użyłabym słowa „zabawna”. Ich pierwsze spotkanie do dobrych nie należało. Oboje od razu zaczęli zachowywać się w stosunku do siebie chłodno i każde z nich brało tego drugiego za gbura. Z biegiem czasu, bohaterowie zaczynają powoli darzyć się sympatią, co nie znaczy, że ich relacja zaczyna zmierzać ku romansowi, nic bardziej mylnego, za co chwała pani Rowl… panu Galbraithowi! Mam nadzieję, że ich znajomość będzie przeradzać się w prawdziwą przyjaźń i z czasem pokochają się, jak brat i siostra oczywiście 😉 Jedna z najzabawniejszych scen, która jest czynnikiem, popychającym ich znajomość ku czemuś głębszemu, to nie wątpliwie konwersacja w pubie. Nie ma to jak próby komunikowania się po kilku głębszych 😛
Fabuła książki bardzo mi się spodobała. Autor(ka) przedstawił(a) dwa zupełnie inne światy, tych bogatych żyjących w blasku fleszy oraz tych bardzo biednych nie umiejących się nawet porządnie wysłowić. Główni bohaterowie żyją pośrodku obu światów, przez co potrafią funkcjonować w obu w zależności od potrzeby. Mamy więc blaski i cienie życia modelek, projektantów mody, muzyków, producentów filmowych oraz ich asystentów, małżonków i członków rodziny. Jest to mała społeczność, których życie jest wystawione na światło reflektorów. Są to ludzie bogaci, snobistyczni i rozpieszczeni, którzy patrzą na osoby z nizin społecznych, jak na osobników drugiej kategorii, z którymi nie warto rozmawiać. Z kolej niziny społeczne pokazane są tylko z tej złej strony. Są to ludzie biedni, niewykształceni i bardzo często bezdomni, którzy zamieszkują skłoty i przytuliska. Nie raz ich egzystencja przypomina wegetowanie, a pomagają im tylko: tani alkohol, najgorszej jakości papierosy i narkotyki (w przeciwieństwie do bogatych, którzy trują się tym samym aczkolwiek lepszej jakości).
Wątek detektywistyczny w „Wołaniu kukułki” jest prowadzony bardzo szczegółowo. Pan Galbraith, tfu, pani Rowling, tzn, pan Galbraith (cholera! Mam nadzieję, że nikt się nie zorientuje, że autor, to tak naprawdę autorka!) pokazuje czytelnikowi blaski i cienie bycia prywatnym detektywem oraz, jak prowadzenia sprawy wygląda. Czytelnicy mogą zaznajomić się dokładnie z procesem śledzenia, przepytywaniem świadków, gromadzeniu informacji, szukaniem potencjalnych podejrzanych i układaniu wszystkich poszlak oraz wyciąganie wniosków z zebranych dowodów. Powieść pokazuje, że nie zawsze od razu odnajdujemy tropy, a czasem tylko rozmowy przeprowadzone ze świadkami i osobami zainteresowanymi mogą być kluczowe. Do tego przydaje się również dobra wiedza z dziedziny psychologii, dobra pamięć, inicjatywa i zdolność dedukcji. Czasami praca detektywa jest żmudna i nudna, czasami niebezpieczna i bolesna, a czasem intrygująca i podniecająca. Wszystko to zostało pokazane ze szczegółami, co oznacza, że nie raz czytelnicy będą się nudzić i zastanawiać się, kiedy w końcu będzie jakaś akcja? 😛
Jeśli chodzi o wady, to znalazłam dwie. Po pierwsze, za mało Robin! Bardzo polubiłam tę bohaterkę i wkurzało mnie trochę to, że tak rzadko się dziewczyna pojawiała. Wielka szkoda, bo ona jest jak na razie jedną z lepiej wykreowanych kobiet mających za zadnie być pomocnicą głównego bohatera. Mam nadzieję, że w drugiej części panny Ellacott będzie więcej. Po drugie, długość książki. Niestety nie wszyscy będą czytać powieść z zapartym tchem, właśnie przez liczbę stron i mnogość opisów, które są czasami niepotrzebne (choć nadają autentyczności miejsc, w których przebywa Cormoran). Dodatkowo śledzenie poczynań protagonisty od obudzenia się, poprzez toaletę, posiłki, przesłuchania, zwiedzanie i rozmyślanie nad przeszłością mogą po prostu męczyć. Ja, pomimo to, książkę czytałam szybko i nie mogłam się doczekać, co będzie dalej. To chyba świadczy o umiejętności pisarza prawda? Nie łatwo jest trzymać przy sobie czytelnika, kiedy powieść się dłuży 😉
J.K. Rowling alias Robert Galbraight zanim usiadła do napisana swojej nowej powieści, zrobiła wywiad środowiskowy. Autorka rozmawiała z wojskowymi i weteranami wojennymi, uczyła się o amputacji oraz chodziła po Londyńskich pubach, co by napisać jak najbardziej autentyczną historię. Jej rozeznanie w terenie przedłożyło się na szczegółowość i mnogość opisów różnych miejsc, od zwykłego pubu, przez dróżki spacerowe nad Tamizą, na budynkach mieszkalnych skończywszy. Dodatkowo, aby jeszcze lepiej odwzorować w książce różne dzielnice i mieszkańców, autorka zobrazowała ubiór, ogólny wygląd oraz zaznaczyła, kto jakim akcentem mówi i co to oznacza. W powieści pojawiają się wzmianki o Polakach w Anglii, a nawet jedna z postaci jest Polką i nie uwierzycie jako kto pracuje! Zgadnie ktoś? Otóż jest sprzątaczką 😛 Do tego mówi łamaną angielszczyzną, choć w wypadku polskiego wydania, łamaną polszczyzną. Śmiesznie się to czytało i jestem ciekawa, czy tłumacz podczas przekładu z angielskiego na polski coś w kwestiach sprzątaczki zmieniał. Jednak będę musiała dać mały minusik Pani Rowling. Jakkolwiek wywiad środowiskowy w stosunku do medycyny, wojska i miejsc akcji zrobiła dobry, tak przy tworzeniu polskiej sprzątaczki już nie Po pierwsze śmiać mi się chciało (ale nie pozytywnie), kiedy w trakcie konwersacji, Lucynka nie wiedziała, co to jest detektyw. Ekhem, „detective”, czyt: „detektif” oraz „detektyw” są baaardzo podobnymi wyrazami. Jeśli polka potrafi porozumieć się na poziomie średnio-zaawansowanym, ba nawet i na podstawowym, to na pewno wiedziałaby co ten wyraz znaczy! Po drugie, dowiedziałam się, że w oryginale nasza rodzima Lucynka ma na imię Lechsinka… czy ktoś z was ma tak na imię? A może zna kogoś o takim imieniu? No właśnie.
Pomimo trzech minusów: długości, Robin oraz polskiego imienia, które nie jest polskie, to polecam książkę fanom historii detektywistycznych, czytelnikom, którzy polubili „Harrego Pottera” oraz osobom, którym nie przypadł do gustu „Trafny Wybór”. Jak widać J. K. Rowling lepiej czuje się w młodzieżowym fantasy i historiach detektywistycznych, niż w obyczajówkach i dramatach 😉
Ocena: 5/6
Martycja
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu PUBLICAT DOLNOŚLĄSKIE 🙂
Uprzejmie przypominam, ze przechodzilas obok siedziby W11 na ul.. Pomorskiej we Krakowie. I w poblizu dawnego biura „Detektywow” rowniez 😉
To są jakieś pomówienia! 😛
Dobra, dobra. Nic nie splonelo, wiec nie musisz sie ukrywac z tym ;P