Cztery lata temu pisałam recenzje pierwszego tomu Kuzynek, którym zachwyciłam się niezmiernie. Obecnie po skonsumowaniu najświeższego tomu mogę śmiało orzec, że jest to moja ulubiona seria z cyklu lekkich, wstrząśniętych, niezmieszanych.
Rozpoczynając recenzję, tak jak to zwykle bywać powinno – od początku, słów kilka o wydaniu. Otrzymałam książeczkę krzywo pociętą, z mnóstwem komentarzy wewnętrznych, że jest to wydanie recenzenckie, jakbym chciała sprzedawać zakazaną treść tajemnicy wagi państwowej za opłatą na chomiku. Nie gniewam się o to, bo wiadomo każdy pilnuje swojego interesu. Jednak o jedną rzecz mam ogromny żal. To już trzecia seria okładek, którą posiadam do cyklu Kuzynek, który ma tylko 4 tomy. Prezentuje się to na półce jak łysy blondyn z warkoczem na otwarciu kanałów. Rozumiem, że każdy grafik chce zarobić na chleb, ale nie trzeba od razu dokarmiać wszystkich potrzebujących. Wystarczyłoby zdecydować się na jedną konwencję, bo teraz sporo osób nie kupi, bo będzie miało nadzieje na wznowienie wydania z okładkami, które będą pasowały do tego co się już w swoim składziku posiada.
Początek cyklu był sympatycznym zapoznaniem się z naszymi ulubionymi bohaterkami, które w naszej polskiej, zakrapianej wódką i przegryzanej ogórkiem kiszonym rzeczywistości są remedium na wszystkich naładowanych testosteronem super bohaterów. Czterystuletnia alchemiczka Stanisława i jej kuzynka – eks agentka CBŚ – Katarzyna, z każdym kolejnym tomem wikłają się w to coraz dziwniejsze i nietuzinkowe perypetie. Ten tomik podzielony jest na dwie historie. Myślę, że w zamyśle była jedna, ale skoro spłodzono króciutką historię o skrzypcach to czemu nie dorzucić jej w gratisie? Co odnajdziemy w tym tomiku? Na pewno sporą dawkę humoru sytuacyjnego. Przecież zmieniając wystrój mieszkania, każdy z nas chciałby na ścianie mieć mapę, ale nie jakąś zwykłą tylko jedyną w swoim rodzaju, o którą będziemy musieli walczyć na licytacji i przegrać z litości dla osób, które nagle mogą okazać się jedyną pomocą, w odnalezieniu czegoś czego co ma pomóc wyleczyć coś o czym nikt nigdy nie słyszał. Oto nasze bohaterki nie dość, że tu kogoś zamordują, gdzie indziej się będą musiały włamać, albo stworzyć na ulicy rzekę z dmuchanego pontonu by dostać się do tajnej biblioteki to jeszcze znajdą rozwiązania niekonwencjonalne Kuzynki po nitce do kłębka odkrywają tajemnice wyspy Frisland. Miejsca niewystępującego na mapach.
W drugiej o wiele krótszej części Stanisława z Katarzyną będą próbowały wyleczyć chorobę psychiczną młodej dziewczyny. Panna Zuzanna na nieszczęście swoich bliskich nagle stała się chodzącym warzywem. Kuzynki niczym najlepsi detektywi odkrywają krok po kroku kolejne elementy układanki sekretu czarnych skrzypiec. Czy przedmioty mają pamięć? Przeciętny zjadacz chleba powiedziałby, że nie, ale Sędziwój miał na to własną teorię. Otwieramy tutaj znane już wątki z innych książek, ale podane w wersji kuzynek smakują wyśmienicie.
Podsumowując. Minusem jest okładka. Nie do końca również utrzymany poziom humoru. Do tego zawsze gdy czytam ten cykl… głodnieje. Pilipiuk zawsze musi opisywać pyszności z kuchni polskiej o których możemy sobie tylko poczytać! W tym tomie mamy nawiązania do czasów wojennych, co jest dalekie mojemu sercu.
Ogromnym plusem jest klimat, ciekawy pomysł, kreacje naszych bohaterek. Miło się czyta.
Ogólnie oceniając „Zaginioną” tomik jest nieco słabszy od poprzednich, ale nadal trzyma poziom. Wartka akcja, prosty język, polska kultura w tle i sporo tajemnic do odszyfrowania. Idealna lektura na długie jesienne wieczory pod kołderką z kubkiem gorącej czekolady, albo lepiej z miodem pitnym!
Ogólna ocena: 4/6
Mary
Za książkę do recenzji dziękujemy wydawnictwu FABRYKA SŁÓW 🙂
Jeśli można… Dla mnie ten czwarty tom to coś w rodzaju rozwinięcia niewykorzystanego opowiadania z cyklu o Marku Stormie, średnio udanego. Z historią sióstr Kruszewskich związek ma przybliżony. Ciągnięcie kota za jaja niestety poważnie widoczne.
Jak na Pilipiuka przystało czyta się dobrze. Niestety autor wędruje utartymi już wcześniej szlakami, wypadałoby wziąć się za coś nowego. Na odbiór książki wpływa ta nieszczęsna okładka. http://gamonia.pl/zaginiona-andrzeja-pilipiuka-odnaleziona/
Dsakdsakjhkdhkdahsk (onomatopeja czytelniczego podniecenia). Więcej Stanisławy i Katarzyny? Muszę. To. Mieć.
Ja już mam 😀 Nawet z rabatem 😀
*zazdrości*
To Zaginiona jest kontynuacją? Mam w domu Kuzynki, Księżniczkę i Dziedziczki..
Właśnie kupiłam niedawno i też czytam. / też się na tę okładkę złoszczę! Zainwestowałam, żeby mieć 3 identyczne, a tu nagle 4ta z innej parafii zupełnie :/. I taka jakaś emo dziewczyna na okładce. Ma to jakiś związek z treścią?
Przeczytałam. Nie powiedziałabym słabsza – powiedziałabym inna. Inna klimatem i strukturą. Co do tego nierównego poziomu humoru – też mi się początek taki lekko melancholijny wydawał, ale taki urok tej książki pewnie. Poprzednie części były bardziej napakowane akcją i humorem i przez to, jak dla mnie, bardziej wciągające, ale tę część też czytałam z niemałą przyjemnością :). To w końcu jedna z moich ulubionych polskich serii :).
http://www.zakamarek2013.blogspot.com/2014/10/zaginiona.html
http://www.zakamarek2013.blogspot.com/2014/10/wywiad-z-andrzejem-pilipiukiem.html
Bardzo lubię Pilipiuka, ale do tej pory ograniczałam sie tylko do Kronik Wędrowycza 🙂 Po Twojej recenzji widzę, że jednak warto spróbować czegoś nowego!
Jak do tej pory, jesli chodzi o Pilipiuka to czytalam tylko Wedrowycza. Ciekawa jestem jak sie sprawdzi w innej tematyce 🙂