Następujące stwierdzenie zabrzmi dość dziwacznie: mam dwadzieścia trzy lata i na wakacjach byłam dwa razy w życiu. W dodatku bez rodziny 😀 Nigdy nie odczuwałam potrzeby wyjazdów kiedy tylko rok szkolny dobiegał końca, najlepiej czułam się w domu, wśród książek i swoich zwierzaków. Dwa lata temu za sprawą najlepszej przyjaciółki, z którą chciałam się gdzieś wyrwać, wybrałyśmy się w góry, natomiast rok temu padło na morze.
Wiecie co? Zdecydowanie bardziej ciągnie mnie w góry! W tym roku zamierzamy także spróbować swych sił w starciu z Matką Naturą. Miejsce docelowe już zostało wybrane, pozostało nam tylko czekać na czerwiec!
Autorka książki, z którą dziś do Was przychodzę, swoje główne wydarzenia osadziła w Zakopanem. Nie będę ukrywać, że choć bardzo polubiłam góry, to do Zakopanego w najbliższym czasie nie zamierzam się wybierać, bo mam wrażenie, że jest to przereklamowane miasto, pełne turystów o każdej porze roku, a wzdłuż pasma naszych pięknych gór jest tyle innych mniejszych miasteczek, które niczemu nie ustępują Zakopanemu. Przechodząc delikatnie do zarysu fabuły, chcę napisać, że całość wydarzeń dzieje się na przestrzeni jednego roku. Kraków to dla mnie miejsce szczególne, mam do niego ogromny sentyment, bo właśnie w tym mieście spełniło się moje największe marzenie i jeżdżę tam na mnóstwo koncertów. Alicja jest lekarzem w krakowskim szpitalu, pracuje ciężko, bierze nadgodziny wyświadczając tym swoim współpracownikom ogromne przysługi, nie ma praktycznie czasu dla siebie, a każde święta spędza na oddziale. Ucieka przed przeszłością, która zagłuszana pracą tak naprawdę nie znika, lecz przyczaja się jak lew czyhający na ofiarę. Ucieka także przed ludźmi i ogólnie tłumem homo sapiens. Jest spokojna, cicha i mało o sobie mówi. Jej najlepsi przyjaciele: Przemek, Ania, Monika, Konrad i Artur namawiają Alicję by spędziła z nimi sylwestra w Zakopanem. Jak możecie się domyślić, nie tak łatwo ją przekonać, ale gdy już im się to udaje to po przyjeździe jest oczarowana malowniczymi górami. W noc sylwestrową poznaje przystojnego ratownika TOPRu, Michała, który od samego początku ją oczarowuje. Alicja, lekko wstawiona o północy całuje się z nim i następnego dnia znika z Zakopanego. Brzmi bajkowo, prawda? Północ… książę… Kopciuszek… i zgubione buciki. Alicja po kilku miesiącach ponownie spotyka ratownika i tym razem można powiedzieć tok wydarzeń będzie się powoli rozwijać.
Przyznam się szczerze, że do przeczytania skusiła mnie okładka książki, która przywodzi mi na myśl mroźne Tatry, niedostępne, ośnieżone szlaki, zagrożenia lawinowe… tego typu rzeczy 😀 Okładka ewidentnie sugeruje porę roku w jakiej będzie się wszystko dziać, co jest nawet fajne, ale też może zbyt wiele przez to powiedzieć.
Sama postać Alicji w moim odczuciu to postać dobrze wykreowana, złożona, z prawdziwymi, ludzkimi problemami, od których chce uciec a praca jej w tym skutecznie pomaga. Nie była sztuczna w swoim postępowaniu, bo takie zachowanie jest jak najbardziej ludzkie i zrozumiałe. Osobiście pewnie miałabym problem jak postąpić, a Ala radziła sobie naprawdę dobrze, oprócz tego stronienia od ludzi. Co do Michała to tak naprawdę… nie wiem… za wiele chyba się o nim nie dowiedziałam. Mam wrażenie, że to kompletnie obca postać, choć zostało przedstawione jego życie, jego rodzina, to jednak mam wrażenie, że został ociupinkę potraktowany po macoszemu. Nie wspominając o przyjaciołach Alicji, bo o nich to już zupełnie się niczego nie dowiedziałam, prócz tego, które z tych pięciu osób tworzą pary. Z drugiej jednak strony nawet dobrze się stało, bo nadmiar informacji nie byłby zbyt korzystny. Pod koniec pojawiła się także pewna osoba, która mnie na swój sposób irytowała z każdą stroną coraz bardziej. Miałam ochotę pominąć fragmenty z tą osobą, ale zagryzałam zęby i brnęłam dalej.
Ogólnie rzecz ujmując, to książka „Obudź się, Kopciuszku” jest właśnie taką historią Kopciuszka i Śpiącej Królewny w jednym. Jest pewna dziewczyna, samotna, zagubiona w świecie, która pewnego dnia spotyka na swej drodze księcia wywołującego u niej palpitacje serca, szybszy oddech i utwierdzenie w przekonaniu, że jest to mężczyzna jej życia. Tytuł jak najbardziej zgadza się z zawartością 😉 Było kilka rzeczy, które mi w niej pasowały, przede wszystkim robienie z jednego wątku ogromnego dramatu, wielkich przyjacielskich narad z tym związanych lub pewien rodzaj niemożliwości. Nie żyję na tym świecie długo, ale potrafię spojrzeć czasami realistycznie na sytuację i nie sądzę, by książka, choć już tak zbliżona do realności dzięki postaci Alicji, mogła mieć miejsce w prawdziwym życiu. Za dużo problemów jak na jedną osobę, dlatego może byłby to dobry materiał na telenowelę?
Ciągle tylko narzekam i narzekam, więc teraz napiszę coś pozytywnego. Normalnie w książkach nie lubię za bardzo przesadzonych i długich opisów natury, wnętrz, krajobrazów… no nie lubię. Wolę mieć krótko i na temat dane miejsce opisane i mieć więcej dialogu aniżeli wywodu jak kwiatuszek pięknie kwitnie. Jednak w „Obudź się, Kopciuszku” muszę zrobić mały ukłon dla pani Sońskiej, która w barwy sposób opisała zimowy pejzaż Tatr, widoki z okna pensjonatu na Giewont czy widoki rozpościerające się po zdobyciu szczytu. Przyznam się też, że jak miałam obiekcje, co do odwiedzenia Zakopanego tak dzięki tej książce chciałabym zobaczyć to wszystko, co opisuje pani Sońska, poczuć jego urok i odetchnąć świeżym, górskim powietrzem gdzieś na szlaku.
Książkę z chęcią polecę każdej kobiecie bez względu na to czy lubi góry czy morze, a nierzadko jeszcze coś innego, oraz kobietom, które mają w sobie choć odrobinkę miłości do gór, a także tym, które zastanawiają się nad wyjazdem w góry. Może ta książka przekona Was, że warto odwiedzić nasze polskie, piękne góry i nie kierować się popularnymi kierunkami wyjazdów za granicę. Pomimo tego, że książka ma pewne wady i nie jest idealna, to jednak polecam na zimowe wieczory, pod kocykiem, z gorącą herbatę i jakimś futrzakiem na kolanach. Kto wie… któraś z Was może także pozna miłość wśród gór? 😉
Ocena: 4/6
Pomyluna
Bardzo dziękuję wydawnictwu POZNAŃSKIEMU za możliwość przeczytania