Pan z Wami! Jako i ogród jego! Wstąpiwszy, porzućcie nadzieję. Oślepną monitory, ogłuchną komunikatory, zamilknie broń. Tu włada magia.
Na wstępie mojej recenzji pragnę zaznaczyć, że książka pochodzi z kolekcji: „Mistrzowie Polskiej Fantastyki”.
We wszystkich szanujących się rankingach najlepszych Polskich serii fantasy, cykl „Pan lodowego ogrodu” wymieniany jest jako jeden z najlepszych. Jarosław Grzędowicz stworzył kultową już serie, która trwale zapisała się do kanonu Polskiej literatury podobnie jak „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego czy cykl o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary. Co więc musi mieć w sobie książka, żeby trwale zapaść w pamięci czytelnika i mimo upływu lat nadal być jedną z najbardziej poczytnych? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w mojej recenzji.
Vuko Drakkainen człowiek pochodzenia polsko-fińsko-chorwackiego zostaje wybrany, by wyruszyć na ratunek ekspedycji naukowej znajdującej się na planecie Midgaard. Planeta jest jedyną znaną cywilizacją antropoidalną zaraz po Ziemi. Vuko nie zostaje wybrany przypadkiem. Zna on bowiem języki obce, obyczaje i potrafi radzić sobie w trudnych warunkach, bo jest dobrze wyszkolonym komandosem. Zadbano również o to, żeby nie różnił się od mieszkańców planety. Dlatego zmodyfikowano jego wygląd zewnętrzny i wszczepiono wspomagający „Cyfral”. Tak przygotowany Vuko przemierza „Wybrzeże żagli” i przyjmuje lokalne imię Ulf Nitj’sefni. Trafia on jednak na zły okres, bo na planecie trwa wojna Bogów. Giną śmiertelnicy i niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Czy uda mu się dokończyć zadanie? Czy odnajdzie zaginionych towarzyszy? Historia okaże się nieprzewidywalna i pełna niespodzianek.
Czytając opis fabuły może się wydawać, że „Pan lodowego ogrodu” to powieść science fiction. Po części tak jest. Mamy tutaj elementy stricte sf, ale jest ich bardzo mało. To mnie bardzo ucieszyło, bo nie jestem fanem tego gatunku. Elementy związane z eksploracją kosmosu znikają zaraz po wylądowaniu Vuko na planecie Midgaard. Wtedy książka zmienia się z rasowe dark fantasy.
Pod względem fabularnym książka broni się na każdym kroku. Historia przedstawiona przez autora wciąga od pierwszych stron. Nie tylko za sprawą głównego wątku fabularnego jakim jest śledztwo, ale przede wszystkim przez wykreowany świat. Czytając „Pana lodowego ogrodu” mamy wrażenie, że uczestniczymy w historii, w iście Tolkienowskim stylu. Wszystko za sprawą barwnych opisów krain i postaci. Te elementy wprawiają w zachwyt i zadumę. Grzędowicz doszedł do perfekcji w opisywaniu stworzonego przez siebie świata. Widać, że włożył dużo wysiłku i pracy, żeby stworzyć takie cudo. Nic dziwnego, że stworzono grę planszową na motywach powieści. Mam nadzieję, że w przyszłości doczekam się ekranizacji i gry komputerowej.
Wspominając o głównych bohaterach nie sposób pominąć postaci, która podobnie jak Vuko, Nocny Wędrowiec odgrywa kluczową rolę. Tą postacią jest młody książę tohimon, szkolony na przyszłego władcę. To dzięki niemu poznamy Wybrzeże Żagli z innej perspektywy. Momenty z nim są tak samo ciekawe i interesujące. Wątek z bysterkami szczególnie zapisał się w mojej pamięci.
Sam Vuko jest bohaterem bardzo interesującym. Zabawnym i sympatycznym. Jestem przekonany, że w kolejnych tomach jego postać rozwinie się jeszcze bardziej. Dzięki wyjątkowej kreacji Nocny Wędrowiec stał się postacią kultową, którą zna każdy miłośnik gatunku.
„Pan lodowego ogrodu” to powieść wybitna. Wręcz genialna. Każdy powinien mieć w swojej biblioteczce wszystkie cztery tomy. Tym bardziej, że są dostępne za śmiesznie niską cenę. Wystawiam zasłużenie najwyższą możliwą notę.
Ocena: 6/6
DonSzabla
Za książkę dziękuję wydawnictwu FABRYKA SŁÓW