Nadszedł ten moment! Przeczytałam „Achaję” Andrzeja Ziemiańskiego, całą trylogię. Niektórzy mogą być zdziwieni, bo seria ta jest na rynku już kilka ładnych lat, ale ja do tej pory nie miałam okazji jej przeczytać. Albo inaczej… dość sceptyczne opinie, jakie słyszałam i czytałam, sprawiły, że moja ciekawość urosła do sporych rozmiarów i chciałam sama się przekonać, jak to z tą Achają jest.
Wydawnictwo Edipresse wydaje obecnie serię Mistrzowie Polskiej Fantastyki, a w jej skład wchodzi właśnie Achaja. Seria będzie wydawana do lipca 2019 roku, a co dwa tygodnie pojawiać się będą kolejne książki. Z tego co wiem, pierwsze wydania Achai to niezłe grubaski, dlatego ja otrzymałam cztery mniejsze książki po niecałe 300 stron, jako dwa tomy oraz trzeci liczący niecałe 350. Już na początku okazało się to plusem, bo czytało się o wiele wygodniej. No i twarda okładka – kto nie lubi 😉
Przejdźmy już może do konkretów!
Achaja. Tom 1
Wszystko zaczyna się w królestwie Troy, gdzie wielki książę Archentar wysyła swoją córkę, Achaję do wojska, za namową młodej żony, która niedawno urodziła syna. Czyli tak na chłopski rozum – Achaja nie jest już potrzebna, jako dziedziczka. Zostaje wysłana do jednostek stacjonujących na granicy z wrogim państwem Luan. Jak można się domyślić, dziewczyna zostaje pojmana i staje się niewolnicą. Tam spotyka Hekkiego i Krótkiego, dwóch niewolników, którzy, powiedzmy „dobrze” się ustawili i jakoś dają radę przeżyć. Hekke dodatkowo uczy Achaję walki, gdyż jest on natchnionym szermierzem (nie pytajcie, kto to, szczerze mówiąc nie do końca wiem).
Oprócz Achai są też dwa wątki. Jeden jest o czarodzieju Mereditcie, który podróżując od wioski do wioski spotyka na swej drodze pewien twór, będący dziełem bogów, i który to towarzyszy czarodziejowi w jego drodze na wyspę Zakonu. Tu właściwie można by poprzestać.
Trzeci wątek to droga Zaana i Siriusa do królestwa Troy, by podszyć się pod zaginionego księcia i tym samym osiągnąć jakiś status życiowy. Zaan, jako starszy, wymyśla całą intrygę jak przekonać wielkiego księcia Oriona do tego, że chłopak to jego dawno zaginiony syn.
Achaja. Tom 2
W drugim tomie Achaja trafia do Arkach, królestwa, gdzie w wojsku dominują kobiety. Można powiedzieć, że to takie babskie wojsko. Najpierw księżniczka Troy wiedzie dość sielankowe życie, a potem w wyniku pewnych zbiegów okoliczności zostaje wciągnięta do armii Arkach.
W tym samym czasie Zaan i Sirius brną w kłamstwa i wychodzi im to naprawdę nieźle. Udaje im się parę razy zyskać przychylność ludu.
Mereditha natomiast jest zdecydowanie o wiele mniej jak w pierwszym tomie, bo większość uwagi jest poświęcona Achai i jej militarnej karierze, jakiej zapewne nie mogłaby osiągnąć w armii Troy.
Achaja. Tom 3
W ostatnim tomie rozgrywa się chyba największa bitwa, jaka może się wydarzyć, i wielkie Luan zostaje zaatakowane przez królestwo Troy i niewielkie Arkach w połączonych siłach. Za bardzo nie mogę się rozpisywać, bo byłoby to może zbyt wielkim zdradzaniem szczegółów. Achaja staje się kartą przetargową w politycznej rozgrywce i właściwie… co tam się działo! Trzeci tom jest właściwie jednym wielkim polem bitwy, nie ma tam czasu na wytchnienie.
Plusy?
Zdecydowanym plusem jest wykreowany świat, bo to właśnie on otacza bohaterów na każdym kroku. Nie jest to jednak świat idealny, bowiem kilka błędów, jakie popełnił autor przy tworzeniu tej serii woła o pomstę do nieba, bo najzwyczajniej… raz jedno państwo jest w jakimś miejscu, pomiędzy jakimiś krajami, a za chwilę znajduje się kompletnie gdzie indziej. Niemniej sama struktura tego świata wydaje się ciekawa i taka wręcz… dzika. W czasie jak Achaja przemierza świat, trafia do różnych państw, widzi, a wraz z nią też i czytelnik, jak bardzo mogą się różnić poszczególne królestwa, choć sąsiadują ze sobą. Jest to różnorodność, która na swój sposób zadziwia.
Po zakończeniu trzeciego tomu miałam też myśl, że świat Achai to taka Ameryka Północna zanim została odkryta. Wojska używały jedynie mieczy i innych dość prymitywnych broni, a później, od mieszkańców zza Wielkiego Lasu otrzymali bagnety, strzelby czy nawet chyba karabiny.
W rozdziałach poświęconych Meredithowi, czarodziej rozmawia ze swoim „dobrym duchem” i wywiązuje się z tego dość ciekawa rozmowa, która na końcu okazuje się niczym innym jak nawiązaniem do chrześcijaństwa. Taka była moja pierwsza myśl. Cała kwestia Ziemców, nie do końca dla mnie zrozumiałych istot wydała się ciekawa, ale potraktowana tak po macoszemu, że kończąc trylogię nie liczyłam już na rozwinięcie tego wątku.
Plusem nie plusem, zależy jak na to spojrzeć, jest cały opis militari. Z tego co się orientuję, to Andrzej Ziemiański bardzo ją lubi, interesuje się nią (jeśli coś pogmatwałam to mnie poprawcie, nie wiem wszystkiego 😉 ). Dlatego też w trzech tomach jest bardzo dużo bitew, potyczek, codziennego wojskowego życia. Dla niektórych to plus, dla niektórych minus.
Dwa minusy to już plus?
Teraz czas przejść do minusów, a tych może okazać się więcej.
- Seksizm. Wszechobecny seksizm. Achaja już od początku, jak tylko trafiła do wojska została odarta ze wszelkiej godności, niewinności i prywatności. Wielokrotnie gwałcona i wykorzystywana, w moich oczach stała się wrakiem samej siebie. Po pewnym czasie przestała się już przejmować swoją nagością. Do tego także wszędzie obecna nagość, nie tylko u głównej bohaterki, ale wszędzie wokół. Nagie biusty, nagie pupy… kurde, tyle to pewnie nawet nie ma w filmach dla dorosłych. A podobno to marzenia senne autora. Nie mam pytań.
- Szowinizm. Boże… to, w jaki sposób Andrzej Ziemiański na wielu stronach wiele razy ubliżał kobietom i uważał je czasem za gorsze niż jakiś kamień na pustyni to prawdziwe zło. Według niego kobieta to chyba nadaje się jedynie do rodzenia dzieci, do pracy w domu i nie odzywania się nieproszona. To takie traktowanie poniżej normy kobiet, bo kobiety nie myślą, nie mają tego obowiązku… jak tak można w ogóle myśleć? Nie jestem feministką, żeby nie było.
- Język. Co tu dużo mówić. Dla mnie wiele razy okazywał się wulgarny. Ciągłe przekleństwa, przezywanie kobiet żołnierzy „głupia dupo”, już nie wspominając o naprawdę mocnych przekleństwach, których nawet Achaja, księżniczka Troy, używała jako przecinka niemal w każdym zdaniu. Jezu… poważnie?
- Brak magii. W tym miejscu mam na myśli to, że jest to kolekcja „Mistrzowie polskiej fantastyki”. W Achai gdzie ona niby jest? W magicznych kotach, tajemniczych Ziemcach czy dziwnej przypadłości Mereditha? Nie było jej tak wiele jakbym się spodziewała i w porównaniu do „Porwanej pieśniarki” czy „Czerwonej królowej”, to magii w Achai jest jak na lekarstwo….
Gdybym miała oceniać po kolei każdy tom, to oceny nie byłyby zbyt wysokie, ale wyciągając średnią, jaka w mojej głowie się przeliczyła, to ogólnie Achaja okazuje się średniakiem. Razi język, razi seksizm, nagość i zbyt wiele militari, która mnie nie za bardzo interesuje. Sięgnęłam po te książki po to, by wyrobić sobie własne zdanie o nich, ale o ile pierwszy tom był nawet ciekawy i w pewien sposób zachęcał do poznania dalszych losów księżniczki Troy, czarodzieja Mereditha czy fałszywego księcia Siriusa, o tyle trzeci to już jakieś nieporozumienie. Najbardziej chyba do gustu przypadł mi drugi tom, ale mniej więcej do połowy, bo gdy Achaja zaczęła pełnić ważniejszą funkcje to śmiech mnie ogarnął, gdy do akcji wkroczyły kotki…. prawie dosłownie.
Przeczytałam, przekonałam się, jaka jest seria „Achaja”, wyrobiłam sobie zdanie, ale to nie znaczy wcale, że tak jest. Wśród Was prawdopodobnie znajdą się osoby, które spróbują tak jak ja, ale na wiele kwestii spojrzy zupełnie inaczej. To, że ja doszukałam się tak rażących mnie minusów, dla Was mogą się okazać zupełnie nieistotne, bo liczy się coś innego! Fakt faktem, Achaja jakimś cudem wpisała się do powieści, które nawet, jeśli mają kontrowersyjne opinie, to i tak wynoszą się na piedestał. Gdzie jest haczyk, nie wiem, ale jestem przekonana, że pomimo moich odczuć, to i tak sami weźmiecie w ręce książki pana Ziemiańskiego i sprawdzicie sami.
W czytelnictwie nie chodzi o to, by coś narzucać, ale by sugerować, co warto czytać. Decyzja, czy rzeczywiście coś przeczytacie, należy wyłącznie do Was 😉
Ocena (średnia): 3/6
Pomyluna
Dziękuję wydawnictwom EDIPRESSE i FABRYKA SŁÓW za całą trylogię o losach Achai.
Moim zdaniem Achaja zasługuje na 6/6. Podobnie Virion. Nie mniej nie należy zapominać o Pomniku cesarzowej Achai. To aż pięć tomiszczy. Ja niestety utknąłem na pierwszym i nie wiem czy akurat jest to strzał w dziesiątkę. Może się jeszcze przekonam.
Przeczytałam dwa tomy. Trzeciego nie dałam rady. Po lekturze zostało mi obrzydzenie do tytułu, zresztą do autora też. Wszechobecny seksizm i nagość, udawanie że główna postać to bohaterka z krwi i kości a jednocześnie robienie z niej seksualnej niewolnicy pozbawionej człowieczeństwa jest tak obrzydliwe, że momentami miałam odruch wymiotny.
Efekt taki, że nikt mnie siłą nie zmusi do czytania tworów tego autora – zwłaszcza, że czytałam opisy większej części jego powieści i w zasadzie chyba nie mam co zaglądać w karty tego co napisał. BLE.
Ja się właśnie szykuję do tej trylogii, pozdrawiam !