Pamiętacie jeszcze świat przedstawiony w „Wietrznych katedrach” Alice Rosalie Reystone? Świat, który ludzie odbudowali z pomocą elfów? Pojawił się niedawno 3 tom, z równie piękną okładką, jak u poprzedników. Zdecydowałam się po niego sięgnąć, pomimo tego, iż 2 tom niespecjalnie przypadł mi do gustu. Chcę dać autorce jeszcze jedną szansę.
Poprzedni tom kończy się na powrocie Richarda, jego ojca i mnichów – do klasztoru. Mają oni elfa z rodu królewskiego i ruszają w drogę do opactwa. Oczywiście nic nie idzie jak po maśle, ponieważ obawiają się nie tylko złej lekarki Helen, ale również przypadkowych spotkań, które mogą się dla nich skończyć tragicznie.
Gdy tylko zaczęłam czytać, zorientowałam się, że w tych książkach nie ma rozdziałów. Jak ja tego nie lubię – ciągu, który zdaje się nigdy nie kończyć. Ale przypomniałam sobie coś jeszcze… chodzi o ilość bohaterów. Jest to zaledwie kilka osób, ale część potrafiła zmieniać kształt i podróżować jako zwierzęta. Nie jest to coś, co pojawiło się dopiero teraz, ale strasznie źle mi się to czytało. Raz było o psie, za chwilę o człowieku, a po chwili jeszcze jakoś inaczej – a to jedna i ta sama postać! Nie, nie, nie. Nie lubię takich gierek. Nie podobały mi się również wymiany zdań pomiędzy bohaterami. Niby dorosłe osoby, a na siłę chcące być fajne. I te ich imiona… nie mogli mieć ich bardziej normalnych? To też jakoś utrudniało mi zrozumienie, kto, do kogo i o kim.
Mam co do tej książki bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony kilka wspomnianych już rzeczy mnie irytowało, ale w jakimś stopniu żyłam tą historią. Nie porwała mnie, ale nie czytałam też za karę. Myślę, że odebrałabym ją lepiej, gdyby wyrzucić z dialogów pewne teksty, i powtarzający się co chwilę tekst „Na Onyksową”! I gdyby nie było mnóstwa porównań, które dla mnie były niezrozumiałe – bohaterowie uwielbiali porównywać wiele rzeczy do stworzeń, których wygląd był dla mnie zagadką. Owszem, gdzieś tam, kiedyś tam autorka je opisała, ale bez szans, żeby ktokolwiek to pamiętał! A porównania pojawiały się masowo. Niestety.
Brakowało mi również tego stanu, gdy coś przykuwa moją uwagę i pochłania ją bez reszty. Choćby jakiegoś malutkiego szczególiku, przez którego nie potrafiłabym się oderwać od lektury. Nic takiego nie doświadczyłam. A z początku wręcz nie mogłam się za bardzo odnaleźć. Coś tam pamiętałam, ale mimo wszystko trudno mi było wgryźć się w temat.
Ale mimo wszystko, ten tom w porównaniu do poprzednich dał mi chyba najwięcej frajdy. Dużo się działo, znałam już sporo sekretów, a zakończenie mnie usatysfakcjonowało. Przez chwilkę pojawiła się w mej głowie myśl, że z rozmachu poczytałabym dalej. Niestety ten tom jest ostatnim. Tutaj kończy się przygoda w świecie mega pokręconym, więc mogę jednocześnie porównać trylogię „Wietrznych katedr” to trylogii „Dziewiątego maga”. Która zwycięża? „Dziewiąty mag”! Bez zająknięcia wybieram tę poprzednią, ponieważ skradła me serce. Ta już nieszczególnie. Nie jest zła, ale to nie to.
„Wietrzne katedry. Tom 3” Alice Rosalie Reystone to przyzwoite zamknięcie przygód Richarda i jego kompanii. Gdy spojrzę na okładki, na pewno wspomnę klasztor, który zajmuje w mym sercu szczególne miejsce. Posiadłość owiana tajemnicą, przepełniona sekretami i nietypowymi zakonnikami. I w zasadzie na tym moje wspomnienia będą się kończyć. A szkoda, bo spodziewałam się naprawdę niezłej przygody. A jeśli macie za sobą poprzednie dwa tomy, sięgnijcie i po ten. Zwłaszcza, jeśli kochacie bohaterów i świat, w którym żyją! Zwłaszcza wtedy!
Ocena: 3/6
MariDa
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu NASZA KSIĘGARNIA