Zdążyliście już pewnie zauważyć, że od mniej więcej roku, kiedy w moje ręce wpadł pierwszy tom serii „Royal” autorstwa Valentiny Fast, jestem absolutnie zakochana w przygodach głównych bohaterów i nie mogę doczekać się każdej kolejnej części. Myślicie, że inaczej było, kiedy otrzymałam przesyłkę od wydawnictwa z piękną, świeżutką „Przysięgą ze złota”? BŁĄD! 😉 Można powiedzieć, że oszalałam tak jak wcześniej. Ręce świerzbiły mnie, by już, zaraz zacząć czytać, ale pomyślałam sobie, że zrobię to dopiero wtedy, kiedy zakończę sprawy na uczelni i będę mogła oddać się lekturze w całości. Doczekałam się!
Poniższa recenzja jest dla osób, które czytały poprzednie cztery tomy. Jeśli więc, drogi Czytelniku, trafiłeś na tę recenzję a nie znasz królestwa Viterry i Tatiany oraz czterech młodych mężczyzn to polecam cofnąć się na początek i poznać tę historię.
Czytacie na własną odpowiedzialność! 😉
A ja przejdę od razu do rzeczy. Pod koniec czwartego tomu, „Korony ze stali” Tatiana została uwikłana w taką kabałę, że to aż niepojęte. Została porwana, okaleczona, grożono jej, że jeżeli nie zostawi w spokoju księcia to inaczej będzie się z nią rozmawiać. Tylko tak naprawdę, dlaczego tak się stało? Tego Tatiana nie jest w stanie zrozumieć. W najnowszym tomie Tatiana staje naprzeciw Charlotte, swojej jedynej już rywalki do bardzo nierównego pojedynku o tytuł księżnej a przede wszystkim o miłość księcia.
Powiem Wam szczerze, że czytając jak rozwija się relacja między księciem a Tatianą można by przypuszczać, że wszystko zakończy się happy endem. Czy tak się stanie? Nie będę owijać w bawełnę, że pękło mi w pewnym momencie serce. Z jakiego powodu, nie będę zdradzać. Bo wiecie, serduszko czasem może pęknąć ze szczęścia, bo nie jest w stanie go pomieścić a czasem pęka, bo doświadcza ogromnego bólu. Pani Fast skutecznie potrafi wprawić człowieka w euforyczny nastrój i dać nadzieję na szczęśliwe zakończenia a następie spuszcza tę chmurkę marzeń na ziemię i każe powrócić do szarej rzeczywistości. Tylko po to, by jeszcze bardziej namieszać.
Nie wiem teraz jak mam to napisać, by nie zdradzać zbyt wiele. Tatiana jest młodą kobietą, która trafia do pałacu tak naprawdę przez przypadek i zaczyna walkę o miłość księcia, choć przez wielu uważana jest za główną zwyciężczynię. Sam książę wielokrotnie mówił, że czuje do niej wielkie i gorące uczucie, lecz ich związek byłby wielkim problemem. No i wiecie co? Jestem strasznie wkurzona na jego gadanie, bo chłopak niby chce, ale nie może i nie ma opcji, by ten stan rzeczy zmienić… to tak naprawdę po co w ogóle brnie w coś czemu i tak nie można zagwarantować przyszłości? Jestem oburzona jak Valentina Fast prowadzi całą akcję, bo chciałoby się powiedzieć, że zmierza to w dobrym kierunku, ale tak nie jest, bo sytuacja komplikuje się ze strony na stronę i ostatecznie… ostatnie kilka stron to już w ogóle kosmos! Mam nadzieję, że ostatni tom rozwieje wszelkie wątpliwości i zakończy się ogromnym happy endem 😉
Ogromnie lubię tę serię, bo sprawia, że staję się na powrót małą dziewczynką, której dziadek kupuje magazyn „Księżniczka” i która marzy o wspaniałym zamku, pięknych sukniach i dobrodusznym księciu. Kolokwialnie łyknęłam odrobiny tej magii i teraz nie potrafię wyjść z tego nałogu. Będzie mi szczerze przykro, kiedy seria się zakończy.
Na razie jednak pozostał jeszcze jeden, ostatni tom. Gorąco Wam polecam całą serię, oraz pojedynczą „Przysięgę ze złota”, bo dzieje się, dzieje! Nie oderwiecie się od niej przez wiele godzin tak jak ja, bo kiedy już zaczniecie to będziecie musieli dowiedzieć się co wydarzy się dalej.
PS. Nie mam pojęcia jak wytrzymam do października, kiedy zapowiedziana jest premiera „Miłości z aksamitu”.
Ocena 6/6
Pomyluna
Dziękuję wydawnictwu MEDIA RODZINA za egzemplarz