Gdybym miała kilka latek, dwa warkoczyki i chrapkę na przeróżne opowieści, prawdopodobnie wyrwałabym „365 bajek na każdy dzień” z rąk dorosłego i pobiegła w jakieś ustronne miejsce, by lepiej im się przyjrzeć. Serio. Mogłabym nawet nie umieć czytać, bo cieszyłabym oczy kolorowymi ilustracjami. W skupieniu przewracałabym kartki, zastanawiając się, kogo poprosić o to, by zwyczajnie mi poczytał.
„365 bajek na każdy dzień” (opracowanie zbiorowe), to – jak wskazuje tytuł – 365 jednostronicowych historyjek o przeróżnej tematyce, okraszonych kolorowym motywem, nawiązującym do danej treści. Więcej o zawartości nie sposób napisać. Lepiej skupić się na wrażeniach.
Wracając do bycia dzieckiem, jestem sobie w stanie wyobrazić reakcję początkującego czytelnika. Zaciekawienie, chwila zamyślenia i wyciągnięte rączki. A wszystko przez nietypowy rozmiar i twardą okładkę, które dla mnie byłyby niczym skarb. Maluchom kupuje się raczej książki lekkie, małe, o skąpej ilości stron. A ta? Ta jest ogromna! Jest jednocześnie ciężka, co na swój sposób również świadczy o jej wyjątkowości. I to wnętrze, które cieszy oczy, gdy dorosły czyta. Bardzo podobają mi się ilustracje, które towarzyszą każdej historii. Jestem pewna, że dzieci będą nimi zachwycone – kreska jest bardzo przyjemna dla oka.
Przyznaję, nie przeczytałam wszystkich, ponieważ książkę mam od niedawna. Ale w moich oczach historie dzielą się na pouczające, fikcyjne i nijakie. Podobały mi się pierwsze dwie, ponieważ ta trzecia ani nic nie wnosiła, ani nie ciekawiła, ani nie przywoływała uśmiechu – była nieporozumieniem. Pytanie brzmi, jak odbierze je dziecko. Ono przecież patrzy na świat zupełnie inaczej i ma zupełnie inne wymagania. Równie dobrze mogą podobać mu się nawet te nijakie, bo mimo wszystko można o nich porozmawiać – zadać dorosłemu pytanie, coś zapamiętać na przyszłość czy poczuć chęć zrobienia czegoś.
Ale niezależnie od bajki, każda pobudza wyobraźnię – mniej lub bardziej. Niektóre mogłyby śmiało posłużyć za cenne lekcje albo pomoc w niekomfortowej sytuacji. Mam tu na myśli coś na podobieństwo przekonania, które w magiczny sposób pomaga walczyć na przykład ze strachem. Dorośli często sobie wmawiają wiele rzeczy, co, o dziwo, czasem działa, więc dlaczego maluchy miałyby z tego nie skorzystać? Ta książka w pewien sposób może ich tego nauczyć. Mogą w każdej chwili przypomnieć sobie konkretną opowiastkę i zacząć naśladować daną postać. Mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli.
Oprócz bajek, które były nijakie, nie podoba mi się również okładka. Mogłaby mieć bardziej wyraziste kolory. Chętnie pozbyłabym się również pasków. Ale to tylko moje wrażenie, a okładka jest w tym wypadku średnio ważna. Niemniej piszę o tym, ponieważ wiele osób kupuje oczami. I wydaje mi się, że mogłyby minąć to tomiszcze i pójść dalej. Jeśli zobaczycie tę książkę na półce, zatrzymajcie się i zajrzyjcie do środka! Dajcie jej szansę. Przeczytajcie pod nosem jedną lub kilka bajek, a potem spójrzcie na cenę – jest naprawdę dobra! Okładkowa cena jest dla mnie niemałym zaskoczeniem (49,90 zł). Duży format, porządny papier, kolorowe ilustracje i prawie 400 stron!
Ponadto „365 bajek na każdy dzień” to świetne rozwiązanie dla rodziców, którzy szukają sposobu na skupienie uwagi swej pociechy. A jeśli spodoba mu się kilka wieczorów z krótkimi opowiastkami, tym chętniej będzie kładło się spać i zasypiało – wszyscy będą szczęśliwi. Mamy zatem dodatkową wartość – książka na cały rok.
Żałuję jedynie, że bajki są krótkie. Jedna strona to bardzo mało, by rozwinąć pomysł i przekazać coś więcej. Ale z drugiej strony rozumiem zamysł wydawnictwa i uważam sam pomysł za dobry. Czy warto? Myślę, że powinniście spróbować. Niemal widzę i słyszę, jak po każdym czytaniu następuje krótka rozmowa – pytania i przemyślenia. I tak powinno być. Bo z każdej historii można się czegoś dowiedzieć lub wynieść coś dla siebie.
Ocena: 5,5/6
MariDa
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu PAPILON PUBLICAT