„Pałac w Moczarowiskach” autorstwa Marii Ulatowskiej oraz Jacka Skowrońskiego to pozycja, która przyciągnęła moją uwagę nie tylko przez okładkę, ale i opis. Jest obietnica sekretów, przepychu, ale i niepokoju. A kiedy pozna się pierwsze strony, dostrzec można przedsiębiorczość właściciela pałacu. W hotelu można bowiem poczuć XIX-wieczną atmosferę. Goście przywdziewają stroje z epoki, a kamerdyner tworzy klimat chyba bardziej od samego budynku. Sama chętnie wybrałabym się do takiego zaczarowanego miejsca. Ale chwilka, momencik, chyba dałam się ponieść. Zacznijmy raz jeszcze, tak jak należy.
Moczarowiska położone są na obrzeżu Niziny Południowowielkopolskiej. Na 30-tu hektarach znajdziemy między innymi tytułowy Pałac, park oraz moczary, które powstały bez ingerencji przedstawiciela homo sapiens. Właściciel, hrabia Ignacy Sęp-Moczarowski we wspomnianym już pałacu prowadzi hotel, w którym za wielkie pieniądze można w pewnym sensie przenieść się w czasie. I jak nietypowe jest samo miejsce, tak nietypowi są jego mieszkańcy.
Na początek dostajemy krótką historię miejsca akcji, a zaraz później charakterystykę najważniejszych postaci. Ułatwienie i przedsmak tego, czego można się spodziewać. Jest to również etap wyrabiania sobie pierwszego wrażenia i typowania poniekąd faworytów. Ale wszystko to okraszone jest czymś bardzo przyjemnym – sarkazmem połączonym z nieco pompatycznym sposobem wysławiania się oraz myślenia niektórych bohaterów. Połączenie to radowało mą duszę niepomiernie i życzyłabym sobie więcej takowych schadzek! Ale bez obaw, nie sposób się przy tym nudzić. To jak połączenie opery z techno albo wzorów ludowych w nowoczesnych mieszkaniach. Odpowiednia aranżacja daje genialny efekt.
Ale co podobało mi się najbardziej, to swego rodzaju swojskość. Bardzo dobrze czułam się w tej historii i nie chciałam się z nią rozstawać. Przypadli mi do gustu osobliwi bohaterowie, miejsce akcji, jak i sam pomysł. A skoro o bohaterach mowa… kamerdyner to persona, która pozostanie w mej pamięci po wsze czasy! Absolutny numer jeden. A jego sposób wysławiania się… nie do opisania! Wzbudzał nie tylko uśmiech na mej twarzy, ale również ogromny podziw. Taki sąsiad to niespodzianka każdego dnia 😉 Postaram się nie wychwalać więcej jego osobowości, choć to będzie trudne.
Poza uśmiechem i podziwem – które każdorazowo wzbudzał kamerdyner – towarzyszyła mi ciekawość oraz odprężenie. Czułam, że jest jakaś grubsza sprawa w tle, ale nie bardzo wiedziałam, kiedy wypłynie. Jednocześnie bawiłam się tak dobrze, że nie czułam upływu czasu. To jedna z tych sytuacji, kiedy skacząc po kanałach zainteresuje nas coś na tyle mocno, iż zapominamy, że szukaliśmy czegoś tylko na chwilę, na czas reklam. Nie czytuję duetów pisarskich, ale chyba to zmienię. A już na pewno przeczytam coś jeszcze Marii Ulatowskiej i Jacka Skowrońskiego. Nie wiem, na jakiej zasadzie pisali, ale wyszło im to dobrze.
Gdyby poprosił mnie ktoś o jakieś minusy, miałabym spory problem. Bohaterowie wyraziści, język bardzo przyjazny i kwiecisty (kamerdyner), pomysł niebanalny, elementy zagadki… Ale gdybym się uparła, mogłabym wskazać tempo akcji, które niekiedy dla niektórych mogłoby być tyci za wolne. Ale tylko chwilami, ponieważ perspektyw jest tu kilka, co samo w sobie jest dynamiką. I jeszcze zakończenie… w zasadzie naciągane, bo nierealne.
Ale widzę w tej powieści tyle plusów, że minusy się tracą. Bardzo chętnie sięgnę po kontynuację, gdyż ma się pojawić. I choć z kilku względów to już nie będzie to samo – nie mogę napisać nic więcej – Moczarowiska oczarowały mnie na tyle mocno, że mogę być ich ambasadorką. I ciekawa jestem również pewnego wątku, który zamyka tom pierwszy. Jest mocno intrygujący. Ten duet autorów dobrze wie, jak zaciekawić.
Polecam, polecam, polecam.
Ocena: 5,5/6
MariDa
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu PRÓSZYŃSKI i S-ka