Opublikowany w Irrompible

Lunatyczka – Chris Bohjalian


„Lunatyczka” Chrisa Bohjaliana z opisu zaintrygowała mnie zdecydowanie bardziej niż jakikolwiek kryminał. W końcu motyw zaginięcia daje dużo więcej możliwych ścieżek fabularnych niż postawienie na morderstwo. Byłam szalenie ciekawa, czy kobieta się odnajdzie? Co zrobiła lunatykując? Gdzie poszła? Nie mogłam tak gdybać w nieskończoność, dlatego zdecydowałam się przeczytać najnowszą wydaną w Polsce powieść Bohjaliana i przekonać się, co wydarzyło się tamtej nocy, gdy zaginęła Annalee.

Annalee Ahlberg to piękna, wykształcona kobieta, żona i matka. Od lat jednak zmaga się z pewną przypadłością. Zdarza jej się lunatykować. Przed laty będąc w transie niemalże zeskoczyła z mostu… Gdy pewnego poranka córki nie mogą znaleźć jej w domu, zaczynają myśleć o najgorszym. Po ponad miesiącu poszukiwań w lasach i rzekach, kobiety nie udaje się odnaleźć. Tymczasem rodzina zaginionej stara się prowadzić normalne życie. Młodsza córka Paige chodzi do szkoły i trenuje pływanie, a starsza — Lianna rzuca studia, aby wrócić do miasteczka i pomóc ojcu w prowadzeniu domu. Zaczyna również interesować się przystojnym, starszym od niej śledczym, Gavinem Rikertem, który znał jej matkę, a teraz prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Co wydarzyło się tamtej nocy? Czy Annalee żyje?

„Lunatyczka” w przedziwny sposób w tym samym czasie mnie do siebie przyciągała, jak i od siebie odpychała. Główna bohaterka/narratorka/córka zaginionej/Lianna irytowała mnie, jak mało która postać w ostatnim czasie. Jej matka zaginęła i wszystko wskazuje na to, że nie żyje a dziewczyna okej, zajmuje się domem, ale równocześnie popala sobie marihuanę i wiąże się ze starczym o dwanaście lat mężczyzną, który… pracuje jako detektyw przy sprawie jej matki. Tego palenia w książce było aż tyle, że przez moment myślałam, że być może będzie istniał jakiś związek między marihuaną, a zniknięciem kobiety. Uważam, że był to zupełnie niepotrzebny wątek, a priorytety dziewczyny sprawiły, że traciło się całą sympatię i współczucie wobec niej.

Pomijając to, książka jednak dość mocno wciągała. Pod koniec nie mogłam się oderwać od lektury na tyle, że nie wstałam nawet, żeby włączyć światło, przez co ostatnie kilka stron przeczytałam już niemalże po ciemku. Sporym plusem jest też to, że zakończenie było dla mnie niespodzianką. Z reguły średnio idzie mi zgadywanie, ale w tym przypadku byłam wręcz pewna, że wiem, co się wydarzy. Tylko czekałam na ten moment, gdy krzyknę: „Ha! A nie mówiłam?”. Ostatecznie przegrałam jednak z Chrisem Bohjalianem 0:1. Lektura zajęła mi dwa weekendowe wieczory. Na początku szło mi trochę gorzej, bo niekiedy pojawiało się po kilka stron przepełnionych tekstem, bez żadnych dialogów. Były to głównie wspominki i przemyślenia głównej bohaterki. Nic ciekawego. Dlatego też czasem pozwalałam sobie na pomijanie takich wstawek i z perspektywy zakończonej już lektury, jak najbardziej to rekomenduję. Książka ma nieco ponad 300 stron, więc jak nietrudno się domyślić jest w niej tylko jeden wątek. Można powiedzieć, że dwa, jeżeli liczyć romans Lianny. Wolę bardziej złożone historie, ale jak na 300 stron i tak wyszło przyzwoicie. Mimo niewielkiej ilości stron spodziewałam się jednak nieco większej ilości bohaterów. Kilka postaci pojawiło się tylko „na papierze” — jako tako nie brały udziału właściwie w żadnej ze scen, ale pozostali bohaterowie o nich wspominali. Według mnie to trochę droga na skróty, jeżeli chodzi o kreację postaci. Wolałabym przeczytać o 50 czy 100 stron więcej, ale za to otrzymać więcej bohaterów, którzy tylko rozszerzyliby grono podejrzanych i uczyniliby książkę ciekawszą.

Skoro o lunatyczce mowa, nie można zapomnieć o samym lunatykowaniu. Autor idealnie się do tego odniósł. Proces lunatykowania został wyjaśniony na kartach powieści, pojawiło się też sporo ciekawostek na ten temat, ale zrobiono to wszystko ze sporym wyczuciem tak, aby nie zanudzić czytelnika. Dotychczas nie spotkałam się w książce z tym wątkiem i było to miłe urozmaicenie, które jak się okazało, umożliwiło stworzenie powieści całkowicie opartej na lunatykowaniu.

„Lunatyczka” Chrisa Bohjaliana mnie nie oczarowała. Poza większym zwrotem akcji na końcu, w zasadzie w książce nie działo się zbyt wiele, a na dodatek główna bohaterka niemiłosiernie irytowała i przynudzała swoimi monologami. O ile z reguły doceniam narrację pierwszoosobową, myślę, że w tym przypadku lepiej poradziłby sobie narrator. Na szczęście książkę czytało się dość lekko, i ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, że nie dam rady przez nią przebrnąć. Jeżeli kogoś bardzo interesuje wątek lunatykowania, myślę, że może dać szansę powieści Bohjaliana, bo nie kojarzę, by było dużo książek na ten temat. W innym przypadku raczej nie polecam.

Ocena: 3/6

Patrycja „Irrompible” Ratajczak

Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu SONIA DRAGA

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s