Opublikowany w Laures

Druciarz galaktyki – Philip K. Dick


Życie można przeżyć na wiele różnych sposobów. Na wysokich obrotach, doświadczając całej plejady wydarzeń i aktywności, tudzież spokojnie realizując swoje cele bez pośpiechu i nadmiaru bodźców od otaczającej rzeczywistości. Jest też szansa, że naszą egzystencję wypełnią nieprzewidziane okoliczności i przeciwności losu. Wtedy albo spędzimy codzienność na walce i stawianiu im czoła, albo też wpadniemy w pułapkę marazmu i wegetacji. Ten ostatni stan można przyrównać do śmierci za życia…

Głównego bohatera „Druciarza Galaktyki” poznajemy, gdy spętany przez bezczynność i niemoc zastanawia się nad sensem istnienia. Joe Fernwright jest renowatorem ceramiki, nawet całkiem dobrym, ale szkopuł w tym, że prawie nikt już nie korzysta z tego typu wytworów. Świat zalany jest wszechobecnym plastikiem, a wszelkie cenne pozostałości Dawnych Czasów znajdujące się u kolekcjonerów lub w muzeach nasz bohater już naprawił. Tym sposobem utrzymujący się z państwowego zasiłku mężczyzna, całe dnie spędza w pustej pracowni biernie egzystując. Jedynym urozmaiceniem monotonnej rzeczywistości jest Gra, kreatywna rozrywka polegająca na zgadywaniu znanych tytułów przepuszczonych przez liczne translatory językowe. Najbardziej rozbrajającym przykładem było dla mnie tłumaczenie „Jądra ciemności” jako „Męski organ motyli i resztek ryb”. Joe jest całkiem dobry w Grze, jednak i ona przestała dostarczać mu satysfakcji. Przytłaczające poczucie pustki i bezsensu zaczęło popychać głównego bohatera w kierunku myśli samobójczych. Właśnie wtedy otrzymał on tajemniczą wiadomość zwiastującą nowe zlecenie…

Potencjalny pracodawca okazuje się być niezwykle potężną istotą o imieniu Glimmung. Obiecuje on Joemu kolosalną zapłatę, jeśli ten poleci na odległą planetę i pomoże w wydobyciu legendarnej katedry Heldskalli. Renowator w obliczu tak nieoczekiwanej  i równocześnie podejrzanej propozycji ma wiele wątpliwości. Z jednej strony jego życie znów nabrałoby sensu, z drugiej istnieje szansa, że to zwykłe oszustwo i nielegalne zlecenie. Czy nasz bohater zaryzykuje i sprawdzi na własnej skórze, czy obietnice Glimmunga są prawdziwe? A może okaże się nie mieć wyboru, ponieważ wszystko zostało już dawno temu przewidziane, a nawet zapisane? Chodzą bowiem słuchy, że na planecie Oracza istnieje Księga Kalendów, opisująca zarówno to co się wydarzyło, oraz to co się dopiero wydarzy…

„Druciarz Galaktyki” to powieść niezwykła pod wieloma kątami. Ilość koncepcji zawartych na około dwustu stronach jest szokująca. Jakość i pomysłowość tychże, jest również godna pochwały i uznania, aż by sie prosiło zwiększyć objętość książki kilkukrotnie, żeby rozwinąć zawarte tam idee. Historię można potraktować jako bardzo kreatywną powieść scince-fiction, ale również jako intrygujący traktat filozoficzny. Jeśli zagłębić się w stawiane tu pytania i tezy, okazuje się, że życie to iście kosmiczna podróż. Dualność i wielowymiarowość to określenia, które doskonale pasują do tej pozycji. Autor wielokrotnie przypomina nam, że wszystko ma dwa oblicza jak ciemność i jasność lub dobro i zło. Równocześnie jednak podsuwa nam sugestie, że wiele spraw zależy od naszego podejścia i interpretacji.

Uważam, że tę przygodę warto przeżyć co najmniej dwa razy. Za jednym podejściem dać ponieść się kartom historii po wyjątkowo barwnym kłębku nici prosto do celu. Następnym razem z kolei zapuścić się i pobłądzić w labiryncie metafor, sugestii i fantazyjnych odniesień, by znaleźć swoje unikalne spojrzenie i odpowiedzi. Fabuła z jednej strony szybko posuwa się do przodu, z drugiej natomiast sprawia wrażenie, jakbyśmy trwali w niej latami. „Druciarza Galaktyki” czyta się przyjemnie i nadzwyczaj lekko, biorąc pod uwagę jak trudne i ciężkie tematy porusza. Myślę, że nie mały udział w tym ma specyficzne poczucie humoru i wspomniana wcześniej pomysłowość. Psychopolicja, obowiązek dostosowania prędkości swojego marszu do pozostałych ludzi, wspólne śnienie tego samego zaprojektowanego snu, fałszywe projekcje widoków w mieszkaniach, to wszystko może wydawać się ponure, a nawet napawać lękiem. Jednak w książce znajdziemy wiele zabawnych lub wręcz absurdalnych pomysłów wyrównujących napięcie. Na przykład łóżko wykrywające liczbę osób i uzależniające od tego tryb spania, robota piszącego broszury na tematy religijne, czy też mięczaka cytującego „Fausta”.

Jeśli szukacie unikalnego, jedynego w swoim rodzaju utworu, to powieść Philipa K.Dicka jest zdecydowanie dla was. To czy znajdziecie tu rozrywkę, oświecenie czy będziecie świadkami własnego upadku zależy tylko od was samych. Choć może jednak zależy od Księgi Kalendów…

Ocena: 5/6

Laures

Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu REBIS

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s