Opublikowany w Pomyluna

Krzyk wiatru – Seweryna Szmaglewska


Literatura o tematyce obozowej jest bardzo trudna do oceny. Bo są to najczęściej wspomnienia spisane przez byłych więźniów obozów koncentracyjnych, którym udało się przetrwać. Jak więc oceniać czyjeś postrzeganie tamtych wydarzeń? Nie jest to proste. A ja po raz kolejny przeniosłam się do czasów wojny i do obozu, do którego mam szczególne odczucia.

Z twórczością Seweryny Szmaglewskiej nie miałam wcześniej do czynienia, choć jej książki są obecne na rynku już od kilkudziesięciu lat. Sama postać autorki jest ciekawa i warta uwagi, a przeżycia, choć szokują i wywołują gniew zmieszany ze smutkiem i żalem, to są świadectwem tego, co doświadczały miliony w czasie Holocaustu. Pani Szmaglewska jest jedyną Polką zeznającą w procesie w Norymberdze, gdzie osądzano zbrodniarzy wojennych. W roku 1945 udało jej się uciec z marszu śmierci. Sami widzicie, że spisane doświadczenia i przeżycia stały się fundamentem do książek takich jak „Krzyk wiatru”, o którym dziś chciałabym Wam opowiedzieć.

O samej książce można napisać niewiele. „Krzyk wiatru” to towarzyszenie Piotrowi, więźniowi obozu w Oświęcimiu, jak na polecenie pewnej osoby przybywa na wyznaczone miejsce spotkania, by przekazać wiadomość łączniczce z obozowego ruchu oporu, by wywołać tym bunt więźniów. Cała akcja powieści dzieje się na przestrzeni jednego dnia a obrazy, jakie widzi Piotr go szokują, ale też skłaniają do przemyśleń. To właśnie te obrazy są najbardziej wykreowane w całej powieści.

Może zdążyliście zauważyć, że tematyka obozowa, zwłaszcza o Oświęcimiu, dość mocno mnie interesuje. Jakkolwiek źle to teraz zabrzmi, to lubię tego typu książki. Jestem ciekawa tego jak wyglądało życie w miejscu, gdzie godność ludzka nie istnieje a upadlanie nagich, słabych i chorowitych ludzi jest na porządku dziennym i sprawia oprawcom dziką satysfakcję. Wywołuje to negatywne uczucia, ale też daje pewnego rodzaju siłę. Bo więźniowie walczyli codziennie z głodem, przemocą i śmiercią. I wygrali. Zawsze, kiedy sięgam po książkę podobną do „Krzyku wiatru” dopadają mnie myśli jak bardzo człowiek może stać się zły, by wyrządzać taką krzywdę innemu człowiekowi. A przecież Naziści poza tym, że zajmowali się tym, czym się zajmowali to mieli własne rodziny, żony dzieci, rodziców. W ich rozumieniu nie robili niczego złego. To chyba najbardziej szokuje i denerwuje.

Powracając do powieści pani Szmaglewskiej. Autorka skoncentrowała się przede wszystkim na uczuciach i emocjach, jakie towarzyszą poszczególnym scenom przedstawiane oczami Piotra. Przerobiła chyba cały dostępny wachlarz tego, jak mogą czuć się ludzie w sytuacjach zagrażających życiu, kiedy wiedzą, że ich życie się kończy lub gdy ogarnia ich malutka, ledwie tląca się nadzieja. To tylko przykłady, ale w Oświęcimiu ludzie odczuwali nie tylko smutek, przygnębienie, żałość czy poddanie się woli SS-manów. Wśród śmierci i dymów znad krematoriów autorka uchwyciła też nadzieję, siłę i wolę walki potrzebną do zakończenia wojny i cierpienia. Obok totalnego zezwierzęcenia pojawiło się człowieczeństwo i to chyba jest prawdziwą esencją tej historii. Pozostanie człowiekiem nawet w czasie, kiedy chcą z tego człowieczeństwa odrzeć.

Bohaterowie, których można spotkać na kartach tej powieści nie myśleli wyłącznie o tym, kiedy umrą, ale wracali wspomnieniami do życia przed obozem, do zapachu książek, do wykładów na uczelniach, do spacerów po mieście i wyobrażali sobie, że kiedyś to powróci. Że zjedzą jeszcze ulubione danie i spotkają się z rodziną, bo na razie nie mają pojęcia, co się stało z resztą transportu. Pozostali ludźmi z pragnieniami, marzeniami i nadziejami na lepsze jutro. A pani Szmaglewskiej udało się to napisać w sposób genialny i zarazem prosty i przystępny.

Tematyka obozowa jest dla mnie zarówno ciężka jak i potrzebna. Uważam, że każdy, niezależnie od wieku powinien, choć raz w swoim życiu przeczytać powieść o obozach zagłady. By dowiedzieć się, co się wydarzyło, jak się wydarzyło i co w ogóle było powodem Holocaustu. By nie powtórzyć historii. Lektura „Krzyku wiatru” wywołała u mnie całą lawinę myśli, przemyśleń i smutku. Smutek, że wydarzyło się to naprawdę, bo w taką zbrodnię przeciw ludzkości ciężko jest uwierzyć. Bardzo polecam Wam zapoznać się z twórczością autorki, bo myślę, że ma dobre i przystępne pióro, a jej powieści czytają się same. Ta historia nie będzie ostatnią pani Szmaglewskiej, jaką przeczytam, z pewnością sięgnę także po inne. Zaś na ten moment mam w głowie zamiar, by powrócić do Oświęcimia. By pamiętać o historii.

Ocena 5/6

Pomyluna

Dziękuję Wydawnictwu PRÓSZYŃSKI i S-ka za egzemplarz książki.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s