Za czasów mojego dzieciństwa wodne malowanki wyglądały zupełnie inaczej niż dziś. Nie było też oczywiście aż tylu bajek dedykowanych maluchom, także moje bajkowe wspomnienia sięgają najdalej do „Gumisiów”, „Smerfów” i „Czarodziejek z księżyca”. Swoją drogą miałam kiedyś gigantyczną kolorowankę z tymi ostatnimi i byłam w niej zakochana.
Moja córka ma trzy lata, ogląda bajki, ponieważ cyfrowy świat to świat, w którym przyszło jej się urodzić i uważam, że bezpieczne wprowadzenie w te realia nie wyrządzi jej krzywdy. Starannie filtruje treści, z jakimi spotyka się na ekranie. Bajki oglądamy zazwyczaj razem, tak bym mogła jej tłumaczyć wszelkie niejasności i sytuacje wywołujące ewentualny niepokój. Wspólnie mamy ulubione tytuły m.in. „Autka z Pagórkowa”, „Gigantozaur” oraz „Bing”, czy też „CoComelon”. Wydawnictwo HarperCollins uradowało swoich czytelników i niedawno wypuściło na rynek „Wodne czary-mary” właśnie z tymi ulubionymi bohaterami, czyli Bingiem i JJ z CoComelon. Zabawa wodnymi książeczkami polega na użyciu specjalnego flamastra napełnionego wodą i „ujawnianie” za jej pomocą kolejnych obrazów. Gratkę stanowi jednak fakt, że są to obrazy mieszane, czyli na jednej stronie mamy klasyczne rysunki oraz elementy niewidoczne, które pojawiają się dopiero po kontakcie z wodą… a po wyschnięciu znowu znikają!
To, co bardzo podoba mi się w „Wodnym czary-mary” to wielofunkcyjność – te książki nie tylko umożliwiają maluchom samodzielną zabawę, równocześnie nadają się także do czytania, bo każdy obrazek opatrzony jest krótką treścią odnoszącą się do przedstawionej historyjki. Dziecko może więc korzystać z tych książeczek indywidualnie bądź razem z rodzicem – każda forma będzie doskonałym czasowypełniaczem. Przyznam, że jak na razie moja córa bawi się tymi kolorowankami sama. Wspólnie jeszcze ich nie czytałyśmy, także to przed nami, a dzięki temu będzie okazja do odkrycia ich na nowo. Cieszy mnie również to, że młodszy syn będzie miał okazję odziedziczyć te książki po córce. Jeden wydatek, a podwójna radość.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że książeczka „CoComelon” jest napisana w taki sposób, by zachęcać dzieci i rodziców do wspólnego śpiewania i wymyślania różnych zabaw – tak samo, jak animacja. „Wodne czary-mary” z Bingiem bardziej przypominają samą bajkę, więc gdybym miała wybierać jedną z tych dwóch, to wybrałabym pewnie „CoComelon”, gdyż jest bardziej różnorodna, ale jeśli nie musicie wybierać, to sprawcie pociechom oba tytuły, bo są fantastyczne.
Ocena: 5/6
Żaneta Fuzja Krawczugo
Za książeczki do recenzji dziękuję wydawnictwu HARPERkids
oooo jaaaciee! Fajne! W moich czasach to chyba nawet nie było wodnych malowanek. Jednakże mój ojciec jest malarzem artystą więc malowałam ile wlezie. 😉