Opublikowany w Martycja

Dziewczyna z dzielnicy cudów – Aneta Jadowska


dziewczyna-z-dzielnicy-cudow-nikita-tom-1Po wielkim rozczarowaniu pseudo – detektywistyczną powieścią autorki, czyli „Trup na plaży i inne sekrety rodzinne”, stwierdziłam, że pani Jadowska nie czuje się dobrze w tym gatunku, dlatego należy chwycić po coś z fantasy. W końcu „Cud, miód, Malina” pomimo złego początku, okazała się całkiem niezłą książką. Kiedy przeglądałam opisy serii spod pióra pani Jadowskiej, zaintrygowała mnie „Nikita”. No to wzięłam się za czytanie i powiem wam, cudów nie ma.

Fabuła

Czasy współczesne, państwo polskie, stylizacja na lata 30-te ubiegłego wieku. Magia istnieje, wampiry, wilkołaki, demony i czego tylko dusza zapragnie – istnieją. Główna bohaterka jest kimś w rodzaju strażnika miasta. Należy do Zakonu, czyli instytucji, która pilnuje porządku w miastach po wielkim wybuchu magii, który do tej pory odbija się czkawką mieszkańcom miast, które są patrolowane przez protagonistkę i innych członków Zakonu. Kobieta jest nieco po 30-tce, wysportowana, zaprawiona w boju, potrafi strzelać, prowadzić śledztwo i digimorfować, tfu berserkować. Posiada umiejętność częściowego przekształcenia swojego ciała tak, by móc iść pod przykrywką inaczej wyglądającej kobiety. Jednak są skutki uboczne, to boli, a poza tym, jak przesadzi, to berserk z niej wyjdzie albo wejdzie, albo przejdzie i będzie zonk, bo wtedy traci kontrolę nad swoim zachowaniem i nie pamięta, co robi. Albo pamięta. Autorka nie potrafi się zdecydować.

Dobra, ale gdzie ta fabuła? No wiecie, trzeba było świat i protagonistę przedstawić, tfu protagonistkę. No to tak, Nikita dostaje nowego partnera – Robina (haha, ale zabawne, dać bohaterowie drugoplanowemu na imię tak, jak jeden z najsłynniejszych sidekicków! Normalnie to się dla „Chwili dla Ciebie” nadaje!), z czego jest bardzo niezadowolona, bo ona pracuje sama, bo tak jest lepiej, bezpieczniej, bardziej mrocznie, a przecież już udowodniła, że jej partnerzy cierpią i giną i nikt nie wie, dlaczego, ale ksywka „modliszka” nie wzięła się z niczego. Robin jest wysokim, silnym, przystojnym facetem, do tego dobrze wychowanym. Posiada tylko jeden szkopuł – nie pamięta za wiele ze swojej przeszłości. Bardzo tajemnicza i podejrzana postać!

Nikita idzie do swojej koleżanki Karmy, która jest super duper hakerem, najlepszym w Warsie i Sawie i zapewne w Polsce. Celowo zaznaczam koleżanką, bo przyjaciół samotny wilk/samotna modliszka nie posiada, bo jest mroczna, zamknięta w sobie itp. Karma obiecuje poszukać info o Robinie, potem daje cynk we wcześniejszej sprawie przemytnika i zaczyna się śledztwo. W międzyczasie są jakieś ataki zmiennokształtnych i magiczna czkawka, która przemienia ludzi w potwory, jeśli się dobrze człowiek/mag itp. nie ukryje.

W końcu główna oś fabularna wypływa. Zostaje porwana znana prostytutka z domu uciech, która zupełnym przypadkiem jest byłą kochanką Nikity! Dum dum dum! Kto ją porwał? Dlaczego? Po co? Kim jest naprawdę Robin? Czy świat ciągle będzie nawiedzać czkawka? Czy Główna bohaterka będzie dyskretnie i wielokrotnie napomykać, że jest lesbijką? Czy „precjoza” wystarczą, aby radzić sobie w tym okrutnym świecie? A może nieprzepracowane traumy protagonistki będą co chwilę wypływać, aby podkreślić, że Nikita może i jest silna fizycznie, ale jednak krucha w środku?

Moim zdaniem

Albo jestem negatywnie nastawiona do autorki, albo jej powieść jest tak bardzo kiepska, że nie dam rady napisać trochę bardziej pozytywnej recenzji. Zacznę może od dobrych stron. Świat przedstawiony, mianowicie Polska i lata trzydzieste dwudziestego wieku, to jedyne co mi się spodobało w tej książce. W wyniku wybuchu magii, niektóre miasta zostały cofnięte w czasie. Mamy więc opisy strojów, automobili, dorożek, lamp gazowych, burdeli – tzn. domów uciech, sprzętu czy budynków. Lubię retro, więc mi się to bardzo spodobało, ale może są czytelnicy, którzy nienawidzą starych czasów i będzie ich to drażnić – nie wiem. Druga rzecz, styl autorki. Już pomijając liczne powtórzenia, parafrazy tych samych zdań, nachalne używanie tych samych wyrazów, jakby słownik synonimów nie istniał – co jest tak zajebistego w wyrazie „precjoza”, że nie można użyć „kosztowności”, „bogactwa” lub „skarby”, tak trudno zajrzeć do słownika? Nie jestem pisarką, ale nawet ja znam liczne synonimy wszelkich słów. Dobra, ja o atutach pisać miałam. Pióro autorki jest lekkie. Książkę czyta się szybko, mimo iż zachowanie głównej bohaterki wkurza, a fabuła do wciągających nie należy. W sumie, tak sobie myślę, że postać Robina jest nawet ok. Nie drażni, troszkę intryguje i jest chyba hetero, bo Nikita jest homo. Wiem, bo pani Jadowska podkreśla to wielokrotnie. Coś jak Netflix, jeśli wiecie, co mam na myśli.

Główna bohaterka ponad dekadę temu została porwana przez swojego biologicznego ojca i poddana torturom. W wyniku tego zajścia, straciła kilka palców. Ja rozumiem, że opisanie traumy, którą przeżyła miało nadać bohaterce odrobinę realizmu. Spoko, ja to rozumiem, w końcu to klasyka. Żadna szanująca się mroczna outsiderka, która niczym Nikita, Sidney Bristow czy Samantha Caine walczy ze złymi wręcz i bronią i nie boi się zabijać, aby świat był odrobinę lepszy, nie będzie wielowymiarowa, jeśli nie dodamy odrobiny dramy z przeszłości. Jednak Modliszka po ponad dziesięciu latach wspomina swoje przejścia wielokrotnie. Cały czas wałkuje swój strach przed ojcem, a na matkę nie ma co liczyć, bo ta jest zimną suką. Do tego podkreślanie, że jest się lesbijką. No fajnie, a czy jakakolwiek „silna i waleczna” bohaterka hetero, akcentuje to na każdym kroku? Dla koleżanki pytam 😛

Po tej książce znienawidziłam słowo „czkawka”. Serio, to jest chyba najczęściej powtarzające się słowo w powieści. Normalnie bym policzyła albo ściągnęła pdf, aby program sam policzył, ale nie chce mi się i nie mam zamiaru wydawać kolejnej kasy na ebooka. Wystarczy, że wydałam pieniądze na papierową wersję.

Kolejnym zgrzytem, który drażnił mnie do granic możliwości jest nieumiejętne posługiwanie się narracją pierwszoosobową. Spotkałam się z opiniami, że pisanie w pierwszej osobie jest łatwiejsze, bo wszystko jest „ja, ja, ja i ja”. Osobiście nie przepadam za tą formą narracji, bo jeżeli jako czytelniczka się nie identyfikuję z główną postacią, to potem ciężko przebrnąć przez fabułę. Autorka pokazała, że tworzenie powieści w narracji pierwszoosobowej wcale nie jest prostsze. Dlaczego? Ano dlatego, że narrator nie jest omnipotentny! Co to oznacza? Że nie wie wszystkiego! A główna bohaterka najwyraźniej wie! Np. gdy zostaje porwana, to stwierdza po przebudzeniu, że 30 sekund zajęło jej zorientowanie się, że ma opaskę na oczach. Albo gdy zaczęła się przekształcać w berserka, to wiedziała, że jej nogi wydłużyły się o dwanaście centymetrów. Serio?! Skąd główna bohaterka, nieważne jak zajebista, miała wiedzę trzecioosobowego narratora?! Już nie wspomnę o takich kwiatkach jak „gdy zmieniam się w berserka, to nie mam świadomości tego co robię”, a kilka rozdziałów później „gdy zmieniam się w berserka, to mam nikłą świadomość tego, co robię”. To pewnie przez traumę sprzed dekady bohaterka sama nie wie, co myśli. Z drugiej strony, jak sama protagonistka stwierdza „może i mam popierdolonych rodziców, ale za to nie spędziłam dzieciństwa w sierocińcu, gdzie duchowni gwałcą dzieci” FACEPALM! Aż się zdziwiłam, że nie było nic o aborcji. Może w drugiej części?

Podsumowując. Nie polecam. Chyba że ktoś lubi autorkę za to, że jest jaka jest, to wtedy polecam. Znajdziecie w tej książce wszystko to, co tak lubicie! Mdłe bohaterki, liczne powtórzenia i parafrazy samej siebie, wszechwiedzących pierwszoosobowych narratorów, lesbijki, traumy, seks między kobietami, granie po nie tej stronie boiska – jeśli wiecie, co autorka ma na myśli xD oraz czkawkę, która czkawkę pogania, bo wiecie, czytelnik mógłby jeszcze zapomnieć, że czkawka, to taki wybuch magiczny. Dlatego też słowo to potrafi pojawić się kilka razy na jednej stronie książki. Autorka uwielbia też słowo „precjoza” oraz „sprokurowane”. Najwidoczniej kiedyś nauczyła się tych wysublimowanych wyrażeń i teraz używanie słownika synonimów jest poniżej jej godności.

Przyznam, że kupiłam drugi zbiór opowiadań z Koźlaczkami „Cuda wianki”, bo pierwsza część mi się spodobała. Może dzięki faktowi, że komedia ma swoje prawa i każdy zgrzyt można zwalić na poczucie humoru autorki? Oby tylko znów pani Jadowska nie próbowała przemycić swoich poglądów religijnych, politycznych i światopoglądowych. Niestety nie każdy potrafi zrobić to umiejętnie, a jak się czegoś nie potrafi, to może lepiej sobie darować? W sumie, skoro już piszę recenzję, to chciałabym zaznaczyć, że jestem ateistką. Co to ma wspólnego z „Dziewczyną z dzielnicy cudów”? Ano nic, chciałam tylko skorzystać z faktu, że coś piszę i mogę wrzucić w tekst, co mi się żywnie podoba. Lubię budyń, ale nie przepadam za bigosem. Uważam, że w Polsce powinna być kara śmierci, a pary homoseksualne powinny mieć możliwość zawarcia związku małżeńskiego. Zimą jest zimno, a w nocy ciemno.

Ocena: 2/6

Martycja

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s