Opublikowany w Konkursy i wyniki

Konkurs wrześniowy :)


Końcówka września troche pochmurna, więc trzeba wnieść w Wasze życie troche słońca i radości 😉
Tak więc, zapraszamy Was do konkursu z powieścią „Eve” Anny Carey 🙂

eve

Chcemy od Was opowieści 🙂
Jakiejś niezwykłej i niesamowitej historii, mrożącej krew w żyłach, bądź bawiącej do łez.
Oczywiście, chodzi tutaj o sytuacje, które się Wam przytrafiły 🙂 nie chcemy historyjek wyssanych z palca.
Więc jeżli widzieliście ufo, spotkaliście ducha Michaela Jacksona, albo wywaliliście się na skórce od banana? Do piór!! Piszcie swoje historyjki w komentarzach 🙂

REGULAMIN

1. Zabawa trwa od dzisiaj, tj. 28.09.2012 r. do 07.10.2012 r.
2. Jedna osoba, to jedno zgłoszenie!
3. Maxymalna ilość znaków w tekście to 1400. Nie chcemy spędzić później kilku dni, nad czytaniem kilkustronnicowych elaboratów 😉
4. Pod każdym wpisem musi się znaleść Wasze imię i miejscowość z której pochodzicie. Zgłoszenia bez tych informacji NIE BĘDĄ BRANE POD UWAGĘ!
5. Wyniki podamy 10.10.2012.
6. Jeśli zwycięzca nie zgłosi się po nagrodę w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyników, książka powędruje do kolejnej osoby.
7. Bawcie się dobrze!!

Violet & Martycja 🙂

8 myśli na temat “Konkurs wrześniowy :)

  1. To był ostatni dzień pobytu u kuzyna. Dzień był ciepły, gorący wręcz, i po prostu cudowny. A kuzyn? Cóż, kuzyn niekoniecznie. ;D A ja – głupia i ambitna porwałam się na zakład.
    -Chłopie, założysz się, że nauczę się (dobrze!) jeździć na rolkach w dwie godziny?
    I tu wybuch śmiechu mojego kuzyna…
    -Taaa. Pewnie.
    I tak uroczyście podaliśmy sobie ręce przy stadku świadków w postaci jego kumpli.
    I tym sposobem biedna ja z pomocą siostry jednego ze znajomych mojego kuzyna zaliczałam wzloty i upadki (bardziej upadki) na tych diabelskich dwóch rzędach kółek.
    I co? I nauczyłam się! Przynajmniej tak twierdziłam…
    Dumna z siebie niezmiernie (o tak, bardzo dumna nawet!) jechałam na rolkach unosząc wysoko głowę.
    „Ha! Umiem jeździć!” – pomyślałam z satysfakcją zauważając na horyzoncie kuzyna z jego świtą.
    No… to teraz czas na popisy.
    Jadę. Coraz szybciej. I szybciej.
    Szybciej.
    Gdzieś przede mną umykają mi rozmazane twarze kuzyna i jego znajomych.
    A potem tylko…
    Asfalt.
    Leżałam jak długa na na drodze u stóp mojego kuzyna.
    Przeklinając się w duchu uniosłam głowę pewna wybuchów gromkiego śmiechu.
    Choć bardziej naruszoną miałam dumę niż kolana.
    Cisza.
    -Mocno boli? – spytał ktoś krzywiąc ze spłoszonego stadka.
    A ja zaciskając szczęki podniosłam głos:
    -Nie.
    Czy zakład wygrałam? Do dzisiaj tego nie wyjaśniliśmy. 🙂

    Ewa, Zbytowo

  2. Słońce chylił się ku zachodowi, pogrążając niebo w krwawej pożodze, gdy sunęłam wraz z przyjaciółkami żwirowanym podjazdem wprost do domu Klary. Zapukałam do drzwi, a gdy tylko lekko się uchyliły wspólnie zaintonowałyśmy solenizantce „Sto lat”, brzmiące w naszym wykonaniu jak pieśń pogrzebowa. Po złożeniu wylewnych życzeń wkręciliśmy się w wir zabawy. Poruszając się w rytm muzyki dudniącej z głośników lub pląsając bez jakiegokolwiek ładu i składu po parkiecie (opinie były różne) niefortunnie przewróciłam się, doprowadzając do przewrócenia dzbanka i wylania jego zawartości na moje nowe spodnie. Klara jednak szybko zareagowała zaprowadzając mnie do łazienki. Przeprałam na naprędce mokrą część garderoby, a następnie chwyciłam suszarkę. Nie zdołałam jednak jej uruchomić, gdyż z kontaktu posypał się snop iskier. Światło zgasło, muzyka nagle umilkła. W pokoju zrobiło się małe zamieszanie. Za oknem ujrzałam jak raz za razem słupy z liniami wysokiego napięcia strzelają iskrami, a domy na ich drodze pogrążają się w ciemności. Pozbawiłam prądu całe miasto! – pomyślałam. I rzeczywiście tak się stało. Awarię usunięto dopiero po trzech dniach, ale o tym miałam dowiedzieć się później. Resztę wieczoru spędziłyśmy jednak i tak w szampańskim nastroju przy świetle rzucanym przez mogłoby się wydawać setki świec wyśpiewując acapella „Jest już ciemno” 🙂
    Oktawia, Nowa Ruda

  3. Te wakacje były dla mnie bardzo udane, wyjechałam na kolonię z kilkami zaprzyjaźnionymi osobami. Było przyjemnie, jako, że był to dość długi wyjazd nie obyło się bez kilku książek.
    Pewnego dnia nasza opiekunka powiedziała, że wybieramy się do Zakopanego na Krupówki. Wszyscy łącznie ze mną byli uradowani, pogoda nie była najlepsza. Bardzo padało.
    Kiedy po godzinie dojechaliśmy na miejsce, mogliśmy iść gdzie chcemy, więc ja razem z koleżankami ruszyłam do Krzywego Domu. Zapłaciłyśmy za bilety i skierowałyśmy się do wejścia. Już na początku trochę zaczęło mi się kręcić w głowie, ale powiedział sobie „raz kozie śmierć” i weszłam.
    W domku stało się ze mną coś dziwnego, nawet nie pamiętam co, ale czułam, że świat zaczął się kręcić. Złapał poręcz i trzymałam ją przez kilka minut, czułam, że podłoga, tzn, sufit odlatuję mi z pod nóg. Zaczęłam krzyczeć. Wszyscy w domku zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć, jakbym zwariowała. Moje koleżanki nadal się ze mnie śmieją.

    Patrycja, Antoniówka niedaleko Radomia

  4. Jakiś czas temu przydarzyło mi się coś bardzo dziwnego. Nie wiem
    czy był to sen czy jawa czy jeszcze zupełnie coś innego. Oceńcie sami.
    Ujrzałam dojrzałą, pooraną zmarszczkami ale dalej piękną kobietę.
    Podeszła do mnie i powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę, bardzo
    długą i ciekawą podróż. Byłam trochę zdziwiona bo nie spodziewałam
    się czegoś takiego i to w dodatku od obcej osoby. Jestem bardzo ufna i
    może trochę naiwna więc uwierzyłam tej Kobiecie bez zastrzeżeń.
    Poszłam za Nią. Zostawiłam wszystko za sobą, swoje obowiązki, swoje
    zobowiązania oraz problemy.
    Nagle wokół nas pojawiła się dziwna, gęsta mgła. Przyznam szczerze,
    trochę się przestraszyłam i przez chwilę się zastanowiłam czy dobrze
    postępuję. W tej mgle jednak usłyszałam dziwne głosy, jakieś
    dźwięki. Przypominały mi najpiękniejszą muzykę, która spowodowała,
    że moje myśli uciekły i już nie zastanawiałam się, czy to co za
    chwilę zrobię, jest ważne czy nie. Moje zaufanie do tej obcej osoby
    jeszcze się wzmogło. Oprócz tego ślepego zauroczenia nic nie czułam.
    Kobieta wzięła mnie za rękę i poprowadziła w nieznane.
    Wydawało mi się, że chodzę po jakiś dziwnych, oślizgłych kamieniach.
    Spojrzałam w dół i aż zakręciło mi się w głowie. Z przerażenia i
    obrzydzenia poczułam mdłości. Zobaczyłam bowiem, że idę po
    złamanych, ludzkich sercach. Czułam, że moje również się rozpada.
    Kobieta jednak nie zatrzymała się, dalej szła przed siebie ciągnąc
    mnie za rękę.
    Po chwili serca zmieniły się w zwykłą drogę. Odetchnęłam z ulgą.
    Chciałam na chwilę stanąć, zastanowić się i przemyśleć to co
    dopiero widziałam. Kobieta jednak ponagliła mnie wzrokiem:
    -Jeszcze na to nie pora- powiedziała.
    Posłusznie ruszyłam za nią. Weszłyśmy w ciemny las. Przestraszyłam
    się. Boję się lasów. Ale to co zobaczyłam za chwilę odebrało mi
    dech w piersiach. Setki wrogich spojrzeń zza drzew. Wściekłe oczy i
    zaciśnięte pięści. Chciałam uciekać. Kobieta jednak nic sobie nie
    robiąc z mojego strachu, pociągnęła mnie za rękę w głąb tych oczu.
    Za chwilę z ulgą spostrzegłam, że las i ten potworny gniew został za
    nami. Myślałam intensywnie: ” co to jest, gdzie jestem i gdzie ta
    Kobieta mnie doprowadzi??”
    Znowu szłam jakąś piaskową drogą. Szłam z zamkniętymi oczami gdyż
    bałam się tego, co jeszcze mogę zobaczyć. Poczułam jednak jasność,
    wewnętrzną harmonię i spokój. Zaryzykowałam, otworzyłam oczy. Nie
    bałam się chociaż widok był dziwny i niecodzienny.
    Wszędzie widziałam dłonie, różne dłonie. Męskie, kobiece,
    dziecięce. Ręce starców i młodych ludzi. Ręce sterane pracą i te
    wypielęgnowane, które ciężką pracą się ie zhańbiły. Po chwili
    znikły a pojawiły się usta. Znowu były przeróżne, przeważnie
    uśmiechnięte.
    „Co to jest” myślałam, ” do czego ma to służyć? Gdzie
    ja do cholery jestem??” Kobieta, która towarzyszyła mi w tej
    podróży wreszcie się odezwała.
    – Wiesz kim jestem?
    – Nie mam pojęcia- odpowiedziałam. Chciałam zapytać o coś jeszcze ale
    Kobieta powiedziała mi, jakby czytając w moich myślach.
    – Jestem tobą za jakieś 30 lat. Chciałam ci pokazać twoje życie. Jak
    swoim postępowaniem łamiesz innym serca i ilu osobom zaszłaś za
    skórę. Kto cię nienawidzi. Pokazałam ci również każdą pomocną
    dłoń i życzliwy uśmiech, który pomógł ci dojść do miejsca, w
    którym się znajdujesz. Wszystkie nasze wybory i każda nasza ścieżka
    życia niesie za sobą konsekwencje. Zawsze przemyśl plusy i minusy
    swojego postępowania. Zastanów się czy wolisz na swojej drodze widzieć
    złamane serca i nienawistny wzrok czy wolisz miły i życzliwy uśmiech
    oraz pomocną dłoń w dalszej wędrówce przez życie.
    Nie zdążyłam nawet ust otworzyć gdy wszystko zniknęło. I mgła i
    Kobieta, nawet te dziwne dźwięki.
    – Mamo, mamo!! Pobaw się z nami- wołały moje dzieci.
    – Idę kochani. Schowajcie się, ja liczę do 10-ciu.

    Aleksandra, Chwaszczyno

  5. Moja „przygoda” sprawiła, że Egipt kojarzy mi się dziś tylko z roztańczonymi arabami. No ale nie uprzedzajmy faktów. W pewne pamiętne wakacje pojechałam na obóz do wspomnianego już kraju. Jako, że kraj faraonów to kraina mlekiem i papirusem płynąca, siłą rzeczy wszyscy napaliliśmy się na pamiątki związane z tą rośliną. W jednym z zakurzonych, małych sklepików upolowałyśmy upragniony kawałek papirusu. Bardzo uprzejmy sprzedawca odszedł na chwilę żeby zapakować nasze pamiątki. A my jak to dziewczyny zaczęłyśmy głośno komentować tzw. „obozowe plastiki”. Arab usłyszawszy kilka znajomych, polskich słów z uśmiechem zawołał „aaa plastik fantastik” po czym zniknął gdzieś w czeluściach swojego sklepiku. Naszą zdziwioną wymianę spojrzeń nagle przerwał głośny dźwięk muzyki. I to nie byle jakiej, toż to hit hitów! „Barbie girl”. Mało tego sprzedawca, który pojawił się nie wiadomo skąd urządził sobie karaoke włącznie z układem choreograficznym. Do dziś pamiętam jak śpiewałyśmy razem z nim!

    Klaudia, Tarnów

  6. Jako, że te wakacje były wyjątkowo nudne opowiem o tym co zdarzyło się ładnych parę lat temu, a zapadło mi w pamięci na zawsze:
    Słoneczne popołudnie, spędzone na błogim nicnieróbstwie. Podeszłam po coś do okna, wyglądam na zewnątrz i widzę grupkę chłopaków stojących pod bramą mojego domu. No dobra, zjawisko nie aż tak dziwne, ludzie sobie chodzą na spacerki. Wracam więc na łóżko do książki.
    Pięć minut później słyszę dzwonek do drzwi.
    Dobra, wlekę się na dół. W drzwiach widzę ową grupkę chłopaków. Jak się okazało, z mojej klasy. Podchodzę do nich z podejrzliwością, gdyż no cóż nigdy nic nie wiadomo.
    – Mamy sprawę, – mówi jeden.
    Już miałam się zaśmiać, czy znów czasem nie budują jakiejś machiny wojennej i nie przyszli pożyczyć saletry (tak, TO jest prawda, miałam w gimnazjum małych eksperymentalistów).
    – Mam się bać? – spytałam się jednak.
    – To zależy… – powiedział kolejny, wyciągając spod koszulki … siekierę.
    Wyobraźcie sobie, co się musiało kłębić w mojej głowie – osoby, która miłuje fantasy. Zrobiłam bezpieczny krok w tył, patrząc się na nich jak na wariatów. Jeden zaczął śmiać się, a śmiech ma… no cóż, złowieszczy. Okazało się, że próbują się dostać do bazy innych kolegów z klasy (taa, to były takie czasy). Jako, że w tej chwili zaczęłam na nowo wątpić w ludzkość, tłumacze im mozolnie jak tam dojść. (Dobra ze mnie sąsiadka, nieprawdaż?) Na odchodnym usłyszałam klasyczne „Nas tu nie było”, co było… no dobra, każdy widzi jak to brzmi.
    Do dnia kolejnego nie usłyszałam żadnych wybuchów, nie widziałam grzybów atomowych, szarańczy zawisłej nad lasem ani niczego w tym stylu. Podobno się zgubili i tam nie dotarli. Dziwne aczkolwiek prawdziwe.

    Aleksandra, Raciborsko ;3

Dodaj komentarz