Opublikowany w Vladerik

Egipcjanin Sinuhe – Mika Waltari


Czasem książka musi przebyć nielichą drogę zanim zdecyduję się po nią sięgnąć, a “Egipcjanin Sinuhe” dobijał się do mnie od dłuższego czasu i to na zawiłe sposoby. Zaczęło się od dwóch moich znajomych lekarzy, którzy uparcie twierdzili, że to przewspaniała powieść i koniecznie muszę ją przeczytać. Jako przekorne zwierzę, oczywiście się opierałem i na nic były ich wywody o perspektywach wejrzenia w zawód lekarza i historię Egiptu, dywagacjach o prawdach najwyższych oraz obietnice genialnej rozprawki o naturze człowieka. Nie i już. Sinuhe był jednak nieugięty i nękał mnie w księgarniach, recenzjach i dyskusjach, aż w końcu zaatakował z siłą wodospadu: „Masz” – rzuciła Martycja – „zrecenzuj”. Opór mój daremny poszedł się kochać.

Na pierwszych stronach poznajemy tytułowego Sinuhe jako starego, zgorzkniałego człowieka, który na zesłaniu postanawia spisać swoją historię. Twierdzi, że nie pisze dla bogów, bo już w nich niespecjalnie wierzy, i nie dla faraonów, którzy w jego oczach nie różnią się niczym od wszystkich ludzi. Nad wszystkim zaś góruje przekonanie, że nic nigdy się nie zmienia. Nieważne ile setek czy tysięcy lat minie. Nieźle. Innymi słowy, podważa wszystko to, co nierozerwalnie łączymy z Egiptem i jego wierzeniami. Ma plusa. Też jest przekorny. Szkoda tylko, że w tym krótkim wstępie, zanim jeszcze zaprosi czytelników do swej opowieści, zdradza niejako kto go wygnał z Egiptu. Rozumiem, że z perspektywy tego co autor chciał osiągnąć nie jest to najistotniejsze, ale jednak psuje odrobinę przyjemność z poznawania kolejnych zdarzeń.

 Od tego momentu śledzimy losy Sinuhe, sieroty przygarniętej przez parę, której Amon nie pobłogosławił własnymi dziećmi. Na naszych oczach bohater dorasta, uczy się świata i powoli zostaje wprowadzony do zawodu lekarza, udając się tym samym w ślady przybranego ojca. Fantastycznie opisany jest cały system opieki zdrowotnej, który, nie inaczej, opiera się na władzy świątyni i jej jest podporządkowany. Już na tym etapie doświadczamy wraz Sinuhe pierwszych zawodów związanych z religią i kilku młodzieńczych upokorzeń. Dalej mamy pierwsze sukcesy oraz osobisty upadek naszego obiecującego lekarza. Wreszcie udajemy się wraz z nim w wędrówki po świecie, gdzie zdobywa olbrzymią wiedzę, a czytelnik jako takie rozeznanie w polityce i porządku rzeczy w Egipcie, Syrii, Babilonie, krainie Hatti i na Krecie. Szczerze powiedziawszy, fabuła ma znaczenie drugorzędne, choć nie jest pozbawiona kilku smaczków. Jest to bowiem okres, kiedy w Egipcie niezachwianie rządził faraon pospołu z kapłanami Amona, wszelkie wojny nadal prowadzono przy użyciu miedzianych ostrzy, a Kreta sprawowała dominację nad morzami. Jest to również okres bardzo ciekawy, bo naraz wszystko miało się zmienić, choć przecież nic się tak naprawdę nigdy nie zmienia. Idealne tło dla przemyśleń autora.

Na przemyśleniach zresztą należy się skupić. Mika Waltari komentuje wierzenia i ustroje ustami głównego bohatera i nie szczędzi im krytyki. Kapłani służący przeróżnym bogom we wszystkich krańcach świata tak naprawdę za nic mają boską cześć, natomiast używają jej chętnie jako narzędzia do sprawowania właściwej władzy nad ludem. Sami przy tym obrastają w tłuszczyk, a na posągi swoich bóstw plują (w przenośni i dosłownie). Władcy są absolutni i zazwyczaj absolutnie zżarci przez pychę i żądze, to też nie ma dekretu czy rozkazu tak głupiego, by nie dało się go przeforsować choćby i lud miał zapłakać. Zresztą, co też innego może uczynić pospólstwo. Niewolnictwo jest powszechnie uznawane i cenione. Rzecz jasna, taki niewolnik nie ma praw, choć w dobrze pojętym obyczaju może okradać swego pana w granicach rozsądku, a pan w to miejsce ma prawo tłuc sługę kijem. Trochę pro forma, bo można przecież ukarać niewolnika, wylewając mu na nogi wrzątek, obcinając uszy, nos, tudzież wykłóć oczy. Pełna dowolność ku chwale faraonów/królów/książąt oraz na cześć bogów. Nikt nie pyta natomiast dlaczego. Ani kapłani przyuczający się do zawodu lekarza, ani lud, nikt. Zresztą, pytanie jest niewygodne i wbrew obyczajom. Kiedy Sinuhe podpytuje nauczycieli dlaczego robi coś tak, a nie inaczej, spotyka się z ogólnym niezadowoleniem, sarkaniem i złym traktowaniem. Odpowiedzi jakie słyszy można sparafrazować do krótkiego „bo tak”. Rzeczywiście, od czasów faraonów niewiele się zmieniło. Może i nie ma niewolnictwa, a kij pański został zastąpiony przez urocze coś o nazwie „mobbing”, ale zasadniczo nadal kto pyta ten błądzi.

Sinuhe jest w rękach autora świetnym naczyniem dla pomieszczenia wszelkich idei oraz prawideł i jako naczynie sprawia się świetnie. Jako bohater, natomiast, jakby mniej. Bez względu na to ile by mądrości nie zebrał, nadal pozostaje głupcem i rzadko naprawdę uczy się na błędach. Rozumiem, że jest to zabieg mający na celu uwypuklenie najróżniejszych przywar człowieka i społeczeństwa, ale przy tym najzwyczajniej podważa wizerunek głównego bohatera i czyni go nierealnym. Owszem, Sinuhe kocha, przeżywa tragedie, odnosi sukcesy i porażki, ale jest mało przekonujący i trudno być względem niego życzliwym. Trzeźwo komentuje wszystko co go otacza, ale zupełnie nie potrafi się przystosować. Chce płynąć pod prąd, lecz tonie w nurcie. Może jest nazbyt ludzki. A może tylko ciąży mi w głowie motyw z Nefernefernefer (nie, kot nie chodzi mi po klawiaturze, takim imieniem ktoś skrzywdził dziewczynkę), przy okazji którego Sinuhe wykazał bezdenną głupotę, podjął absurdalne decyzje i stracił wszelką moją sympatię.

Moim ulubieńcem jest za to Kaptah, niewolnik, który stanowi całkowitą przeciwwagę dla Sinuhe. W przeciwieństwie do niego, nie słucha specjalnie serca, a kieruje się zdrowym rozsądkiem i zwykle świetnie na tym wychodzi. Jest to postać nieco przejaskrawiona ale przy tym pocieszna i dobrze nakreślona. Konsekwentnie dąży do tego, co w jego jedynym oku najważniejsze – dzbana pełnego wina i solidnego posiłku. Bez niego Sinuhe najpewniej przepadłby marnie.

Bardzo duży nacisk położony jest na opis przemian w Egipcie wraz z panowaniem różnych faraonów. Fenomenalnie śledzi się próby zbudowania nowego na starym, choć od początku nowy ład wydaje się być ewidentnie utopijny i skazany na niepowodzenie. Należy jednak pamiętać, że Mika Waltari chciał pokazać właśnie te zależności i wyszło mu to udanie. Nie dość, że wprowadza nas w przebogaty świat starożytny, to jeszcze odnosi go nienachalnie do tego co jest nam dobrze znane. To nie znaczny, że książka na każdym kroku wymusza na nas filozoficzne dywagacje, bo tak nie jest. Jako powieść „Egipcjanin Sinuhe” sprawdza się bardzo dobrze i bez warstwy ideologiczno – filozoficznej, ale to właśnie rzeczona warstwa wraz ze stonowanym zaproszeniem do refleksji stanowi o sile tego tytułu.

Co zaś stanowi o słabości? W moim przekonaniu język, jakim posługują się bohaterowie. Rozumiem, że faraon, kapłan czy lekarz powinien wysławiać się kwieciście i nawet jest to wskazane. Natomiast gdy czytam kwestie jakiegoś tam żebraka, który wybiega w istny monolog pełen pompatycznych fraz, trochę mną rzuca. Do tego wspomniana historia z Nefernefernefer pozostawia gorzki posmak. Owszem, przesłanie godne przekazania, ale konstrukcja i język iście wyrwane z przypowieści biblijnej. Wypada mi również napomknąć, że korekta przepuściła sporo literówek i w książce możemy się natknąć na kilka kwiatków. Kiedy już raz dojrzę błąd, nie mogę się ich później nie dopatrywać. Oczywiście nie krzywdzi to samej powieści. Ot, szczegóły są moim skrzywieniem.

Nie, to nie znaczy, że książka jest słaba, ani też że żałuję czasu przy niej spędzonego. Przeciwnie, dawno nie czytałem równie dobrej powieści, która by mnie nakłoniła do przemyśleń. Nie jestem też wielkim fanem książek na poły historycznych, a jednak z przyjemnością poznawałem dzieje starożytnego świata oczyma Sinuhe. Nie mogę się natomiast zgodzić z komentarzami ludzi, którzy twierdzą, że to książka wybitna. Ma swoje wady i nie zamierzam się oszukiwać, że jest inaczej. Niemniej, polecam ją każdemu, kto ma ochotę przysiąść spokojnie i pomyśleć nad wieloma aspektami otaczającego nas świata. Koniec końców, historia uczy nas tego, że niczego się nie potrafimy nauczyć z historii i, jak ładnie to ujął Sinuhe, nic naprawdę nigdy się nie zmienia, a więc i spostrzeżenia jego pozostają aktualne. W tej kwestii również, jak sądze, za dużo się nie zmieni.

 Ocena 5/6

Vladerik

(Książkę otrzymałem od Martycji, a ona otrzymała ją od Grupy Wydawniczej PUBLICAT. Dziękuję)

6 myśli na temat “Egipcjanin Sinuhe – Mika Waltari

  1. Moim zdaniem „słabości” wymienione w końcu recenzji to żadne „słabości”. Ta szablonowa kwiecistość wypowiedzi, obejmując nawet prostaczków, dla mnie miała wielki urok i świetnie współgrała z całością języka. Zgoda co do plastikowatości wątku z Neferx3.

  2. Obowiązkowa lektura inteligentnego człowieka, najlepsza powieść jaką czytałem ocena 9,98/10, zawiera wiele prawd na temat człowieka i człowieczeństwa, religii i niewiary – cała przesiąknięta niesamowicie trafnymi mądrościami życiowymi np: „Kto pomnaża swoją wiedzę pomnaża też swoje troski”

  3. Książki JESZCZE nie czytałam, ale komentarz napisany tak lekko, ciekawie i ze swadą bardzo do tego zachęca

  4. No to już bezczelność jest, najpierw kradnie mi książke, a potem mówi, że mu kazałam pisać recenzje 😛

    1. Ciesz się, że pominąłem groźby kar cielesnych, jakie we mnie miotałaś na wypadek, gdybym chciał odmówić przyjęcia (podkręslam, przyjęcia, a nie kradzieży) książki , że o wymyślnych obelgach nie wspomnę. A poważnie, dzieki bardzo. Dobra kniga.

Dodaj komentarz