Od dziecka dziwnym trafem ciągnęło mnie do tego, czego nikt wokół nie lubił bądź nie rozumiał. I tak, po dziś dzień jestem ogromną miłośniczką oper, zaś moja babcia uwielbiała operetki (prawdopodobnie stąd wzięła się ta ciągota).
Mam kilka swoich ulubionych spektakli, ale oprócz oglądania i słuchania to lubię też szukać książek związanych z muzyką, gdzie główni bohaterowie pałają miłością do dźwięku fortepianu, skrzypiec czy wiolonczeli, ale też i do głosu. Kiedy zobaczyłam, że w księgarniach pojawiła się nowa książka Lucindy Riley „Dziewczyna z Neapolu” wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę!
Historia ta zaczyna się dość niepozornie, w dzielnicy Neapolu, gdzie dorasta Rosanna Menici, córka restauratorów. Dziewczyna podczas jednej z rodzinnych uroczystości śpiewa piękną arię operową, a zrządzeniem losu słucha jej początkujący śpiewak z La Scali, Roberto. Od tamtego dnia życie Rosanny zostało ukierunkowane na muzykę, na naukę śpiewu i później studia w Mediolanie tuż przy jednej z najsłynniejszych oper świata. Rosanna jest wybitną solistką i kiedy życie staje przed nią otworem a kariera nabiera tempa to w jej otoczeniu pojawia się ponownie Roberto. Razem tworzą duet, którego chce słuchać świat. Cała powieść to w istocie bardzo długi list do syna Rosanny, by zrozumiał jak i dlaczego jego relacje z ojcem były takie a nie inne.
Pierwszą książką Lucindy Riley, jaką przeczytałam to był bodaj pierwszy tom serii o siedmiu siostrach. Bardzo spodobał mi się styl pisania autorki, to jak potrafi zaczarować słowa, jak płynnie potrafi prowadzić fabułę i łączyć wiele wątków w jeden. Nie inaczej jest w przypadku „Dziewczyny z Neaplu”. Na przestrzeni ponad pięciuset stron oprócz historii Rosanny i Roberta poznajemy także jej siostrę, brata, przyjaciółkę i każda z tych postaci ma pewien wątek, jakby swoją własną integralną część historii, a to wszystko łączy się potem na końcu. Jestem oczarowana pisarskimi umiejętnościami autorki, jestem pod ogromnym wrażeniem jej warsztatu i tego jak potrafi pięknie pisać. Kiedy już się wkroczy do jej historii, do świata, który wykreowała to podróżuje się wraz z bohaterami przez rzekę ich życia. Raz płyną spokojnie, by za chwilę przyszła burza i niemal wyrzuciła pasażerów za burtę.
Bohaterowie powieści pani Riley to ludzie tacy jak i Wy, Czytelnicy. Autorka tak potrafi stworzyć postać, iż ma się wrażenie, że istniała ona naprawdę. Ich decyzje, wybory, sposób postępowania i charaktery są tak realistycznie nakreślone, że ma się poczucie, że opisany został sąsiad z naprzeciwka czy sąsiadka z klatki obok. Ogromną zaletą bohaterów w książkach pani Riley jest to, że nikt nie otrzymuje łatki „dobry” czy „zły”. Każdy ma po trosze dobrych i złych cech, nikt nie jest wybielany i nikt nie jest oczerniany. Dlatego tak bardzo podoba mi się cały warsztat pisarski autorki – ponieważ potrafi stworzyć bohatera, który mógłby istnieć naprawdę.
Nie będę się za bardzo rozpisywać nad „Dziewczyną z Neapolu”. To powieść, można powiedzieć, ponadczasowa. Z przepiękną, wzruszającą fabułą i bohaterami poruszającymi najdelikatniejsze struny serca. Ta historia jest tak naprawdę prozą życia. Jest to powieść, gdzie się jest a za chwilę już się nie jest, gdzie sława i pieniądze są na porządku dziennym, by za chwilę gwiazda sławy przygasła i pozostał tylko żal i gorycz.
Kwintesencją „Dziewczyny z Neapolu” jest chyba fakt, że to powieść o wszystkim. O miłości, sławie, pieniądzach, stracie, żalu, nienawiści, chytrości, zazdrości, odpowiedzialności i wielu, wielu innych. Rosanna i Roberto to duet, który zostaje w pamięci na długo, bo tworzą tak ciekawą i tak trudną parę. Bardzo, ale to bardzo polecam Wam tę powieść, bo moim zdaniem warto! Wspaniała historia!
Ocena 6/6
Pomyluna
Dziękuję Wydawnictwu ALBATROS za egzemplarz książki.