Opublikowany w Martycja

Zabić drozda. Powieść graficzna – Harper Lee, Fred Fordham


Jeśli studiowałaś filologię angielską, to na pewno twoją lekturą była powieść „To kill a Mockinbird”. Próbowałam sobie przypomnieć, czy w podstawówce lub liceum była to również moja lektura. Nawet zapytałam kilka dawnych koleżanek i okazało się, że nie. Tak czy siak, postanowiłam zrecenzować lekturę szkolną, ale w wersji komiksowej, bo nie wiem, czy dałabym znów radę książkę w oryginale przeczytać 😛

Fabuła

Lata 30-te dwudziestego wieku. USA, miasteczko Mycomb w stanie Alabama. Podczas letnich wakacji rodzeństwo Finch – sześcioletnia Jean Louise alias Smyk oraz jej dziesięcioletni brat Jeremy alias Jem poznają nowego kolegę Dilla – siedmiolatka, który przyjechał do ciotki spędzić całe lato. Dzieciaki się zaprzyjaźniają i spędzają czas na zabawach w udawanie bohaterów filmowych i książkowych. Niestety Dill wyjeżdża pod koniec lata, a już we wrześniu Smyk idzie pierwszy raz w życiu do szkoły. Czas rodzeństwu mija na szkolnych problemach oraz na straszeniu się tajemniczym domem Radleyów, w którym to ktoś mieszka, ale nigdy nie wychodzi na dwór. Mijają tygodnie, miesiące. Jem zaczyna dorastać, więc już nie bardzo chce się bawić z młodszą siostrą, ta z kolei ciągle napotyka problemy ze zrozumieniem dorosłych i zachowań społecznych. Na szczęście ma ojca Atticusa, który jest prawnikiem i który często wyjaśnia wiele spraw przystępnym językiem, a gdy ojca w pobliżu brak, to jest jeszcze Calpurnia – czarnoskóra gospodyni domowa, która kocha rodzeństwa jak własne dzieci.

Mijają kolejne miesiące. Beztroski świat rodzeństwa Finch oraz ich kolegi Dilla zostaje wystawiony na ciężką próbę. Otóż Atticus przyjmuje sprawę Toma Robinsona – czarnoskórego mężczyzny, który rzekomo zgwałcił białą, młodą kobietę. Cała rozprawa sądowa daje dużo do myślenia Jemowi, a Jean Louise próbuje zrozumieć, dlaczego kolor skóry jest tak ważny dla dorosłych i dlaczego Atticus pomimo dowodów i argumentów, które przemawiają za niewinnością młodego, czarnego mężczyzny jest przez całą rozprawę smutny.

Na sam koniec rodzeństwo Finch będzie musiało się jeszcze zmierzyć z brutalnością dorosłych oraz przekonać się na własnej skórze, co znaczy „zabić drozda”.

Wydanie i kreska komiksu

Autorem wersji graficznej „Zabić Drozda” jest brytyjski ilustrator Fred Fordham. Jest to jego drugie komiksowe dzieło, które światło dzienne ujrzało w 2018. Rok wcześniej opublikował komiksową wersję „Adventures of John Blake”. Pan Fordham znany jest przede wszystkim ze swoich ilustracji dla Phoenix Comic, The Guardian, czy Aces Weekly. Wcześniej pracował jako malarz portretowy, a jego prace można było oglądać na wystawach.

Komiks został wydany w lekko sztywnej oprawie ze skrzydełkami. Na początkowym skrzydle mamy krótkie recenzje zachęcające do kupna wersji graficznej, a na końcowym krótkie biografie Harper Lee oraz Freda Fordhama. Powieść graficzna została wydana na kredowym papierze, w pełnym kolorze, na 273 stronach.

Jeśli zaś chodzi o kreskę komiksu, to jest ona bardzo szczegółowa. Nic, tylko podziwiać bogate tła, mimikę twarzy, zabrudzenia, cieniowanie, czy przemijające pory roku. Doskonale widać wiek postaci, ich zmartwienia, radości, gniew i konsternację. Podziwiam autora za determinację w tworzeniu tak bogatych teł i szczegółów, jak plama na sukience 🙂 Co prawda, mnie kreska rysownika niezbyt przypadła do gustu, ale nie mogę nie docenić talentu. Wychowałam się na japońskich mangach i komiksach Marvela i DC, poza tym, mam to do siebie, że oceniam komiks po kresce. Może to źle, ale nic na to nie poradzę. Dlatego do tej pory nie mogę tknąć „Umbrella Academy”, czy „Watchmen”. Oba tytuły uwielbiam, jednak tylko ekranizacje, styl rysunków mnie po prostu odstrasza. Na szczęście kreska pana Fordhama mnie nie straszy, ale zachwycać, nie zachwyca. Jedyna rzecz do jakiej mogłabym się przyczepić, jeśli chodzi o styl, to wielka szkoda, że Atticus nie wygląda na obrazkach jak Gregory Peck. Gdyby autor stworzył postać prawnika żywcem ściągniętego z filmu, to pewnie miałabym na czym/kim oko zawiesić 😉

Moim zdaniem

Normalnie pewnie bym się dużo rozpisała na temat fabuły, bohaterów, akcji, reakcji, przesłania, symboli, czy morału. Jednak tak to już jest z powieściami, które zostały wydane kilkadziesiąt lat temu, zostały nagrodzone Pulitzerem, trafiły do kanonu klasyki literatury i napisano o nich wiele artykułów, recenzji, rozprawek, esejów, prac licencjackich i magisterskich i pewnie doktoratów. Poza tym powstał film, a książka była już wznawiana wielokrotnie. Teraz mamy wersję komiksową, więc cóż mogłabym więcej o „Zabić drozda” napisać? Nie sądzę, abym coś nowego wynalazła, zauważyła, czy wymyśliła 😉

Dlatego też w tej recenzji starałam się jak najwięcej pisać o komiksie jako takim, niżeli o problematyce rasizmu, szowinizmu, dyskryminacji, czy dorastaniu. Pamiętam, że jak czytałam książkę tę dekadę temu, to się nudziłam. Film okazał się lepszym kompanem, zwłaszcza że pani profesor literatury amerykańskiej puściła nam na dvd czarno – białą ekranizację. Teraz, dziesięć lat później, postanowiłam znów zmierzyć się z powieścią Pani Harper Lee, ale w wersji graficznej. Czy było mi łatwiej czytać? Cóż, tak jak w przypadku książki, trochę ten komiks męczyłam – dokładnie to dwa tygodnie 😛 Jednak w trakcie czytania przypomniałam sobie, co tak bardzo mi się podobało w historii dzieciaków z Mycomb.

Na pewno spodobała mi się Smyk, która była klasycznym tomboyem, czyli chłopczycą. Nie raz tłukła się z chłopakami, nie dwa wyzywała innych i nie trzy złościła się na brata za to, że ten nazywał ją dziewczyną. Jeden z najlepszych tekstów jaki można przeczytać w książce, to komentarz Jean Louise na temat kościoła dla czarnoskórych mieszkańców miasteczka:

Znów usłyszałam, że kobiety są istotami nieczystym; doszłam do wniosku, że tę doktrynę wyznają wszyscy duchowni

Oczywiście, to nie jedyne trafne spostrzeżenie kilkulatki, ale właśnie ono najbardziej utkwiło mi w pamięci 😉 Jeśli zaś miałabym napisać, co mi się najbardziej nie podobało w komiksie, to poniekąd już napisałam o tym wcześniej – brak wyglądu a’la Gregory Peck oraz kreska jako taka. Pewnie, że w trakcie czytania komiksu, nie raz się rozzłościłam na rozwój wypadków, ale na to akurat nic poradzić nie mogłam. Takie były czasy i pokazywanie ich w jaśniejszych barwach, ugrzecznienie, czy co gorsza, wymazywanie niewygodnych faktów sprawiłoby, że „Zabić Drozda” nie byłoby uhonorowane nagrodą Pulitzera 😉

W moim odczuciu wersja graficzna jest obowiązkową lekturą dla każdego czytelnika komiksów oraz fana klasycznej literatury. „Zabić drozda” powinno być lekturą szkolną już w podstawówce, gdyż komiks jest bardziej przystępny dla dzieciaków, niż książka z drobnym drukiem i bez obrazków. Pamiętam do dziś, jak w siódmej klasie kazali mi czytać „Krzyżaków”, toć to była tortura! Nawet filmu nie mogłam zdzierżyć! A gdyby ktoś mi dał komiks do przeczytania? Czy nie byłoby to łatwiejsze zadanie? 😉

Ocena: 4+/6 (ale za fabułę to już piątka z plusem)

Martycja

Dodaj komentarz