Ostatnio bardzo mi po drodze z książkami zawierającymi liczne tajemnice oraz motyw śmierci. Być może to przypadek, a być może potrzeba odreagowania życia. Stawiam na to drugie. Ciekawe jest jednak to, że kolejna czytana przeze mnie pozycja wspomina o kochającej matce. Ale czy tym razem mowa o zdrowej relacji? „Teściowa” Sally Hepworth to książka, która przemówiła do mnie, gdy tylko poznałam jej opis. Wyczuwałam dobre zaplecze sekretów, których ofiarą zostanie – biedna – synowa. Czy teściowa jest w stanie nękać żonę swego ukochanego syneczka nawet zza grobu? I ile prawdy jest w dowcipach?
Lucy ma trójkę małych dzieci i kochającego męża, ale ma również naturalnego wroga – teściową. Jednak jakie jest zdziwienie Lucy, gdy pewnego wieczoru – kilka lat po ślubie – dowiaduje się, iż teściowa popełniła samobójstwo! Policja węszy, a denatka zaskakuje nawet zza grobu. Czy życie naprawdę może mieć aż tak perfidne poczucie humoru, by chciało się śmiać przez łzy?
Bohaterów poznajemy z perspektywy „Teraźniejszości” i „Przeszłości” – naprzemiennie. Niweluje to nudę i zaostrza fabułę. Bardzo cenię ten sposób narracji. Głównie patrzymy przez ramię Lucy, jednak zdarza się, że również Dianie. Możność poznania bliżej danej postaci pozwala bardziej ją zrozumieć. Jednak to bardziej – gładkie i ciekawe – wprowadzenie przykuło moją uwagę. Autorka zaczyna od pierwszego spotkania dwóch kobiet, pozwalając wyrobić sobie własne zdanie. Działo się!
Tak naprawdę mamy tu do czynienia z klasyką gatunku – wartościowa dziewczyna, która mimo wielu starań nie potrafi znaleźć nici porozumienia z matką swojego ukochanego. Brzmi znajomo? Nie dziwota, że powstało tyle dowcipów o teściowych. A ta książkowa, Diana… w pewien sposób oziębła, ale jej postępowanie zdawało się być czymś wywołane. Ogromny plus dla autorki, która stworzyła tak nieoczywistą postać. Bawiłam się naprawdę dobrze, wyłapując poszlaki, które tłumaczyłyby jej zachowanie.
I w zasadzie przez długi czas Diana zarówno kończy jak i zamyka listę osób godnych uwagi. Cała reszta przez długi czas jest płaska. Czyta się dobrze, ale bohaterowie są tak naprawdę nijacy. Ciekawiej robi się w momencie – rzekomego lub nie – samobójstwa tytułowej postaci, gdy pojawiają się niejasności. Dopiero wówczas bohaterowie nabierają kształtów i kolorów. Zaczyna się właściwa część przedstawienia. Nastaje moment, kiedy wielu nie będzie chciało przestać czytać.
Sally Hepworth bardzo sprawnie żongluje słowami, tworząc atmosferę, której wciąż mało. Bo któż z nas nie lubi od czasu do czasu zanurzyć się w świecie pełnym sekretów i niedomówień? I nie mam na myśli plotkowania o sąsiadach, ale myślę o zasłyszanych opowieściach, których słucha się z fascynacją. „Teściowa” to właśnie jeden z tych przypadków. Niby idealna rodzina, ale gdy przyjrzeć się bliżej… Poprzez proste słowa wsiąkamy w świat – z pozoru – idealny i trudno się od niego oderwać.
I nie mogę nie wspomnieć o zakończeniu, które zwieńczyło tę jakże smaczną ucztę. Trochę rozjechało się z moimi oczekiwaniami, ale cieszę się, że nie było banalne. Ogromny plus, bo mało kiedy autorom udaje się zrobić czytelnikowi psikusa – albo to ja tak źle trafiam. Jestem już jakiś czas po lekturze, a wciąż o niej myślę… i o zakończeniu. Czy to nie mówi samo za siebie?
A żeby było ciekawiej, z tego całego zamieszania wybija się bardzo cenny morał, którego treści zdradzić nie mogę. Mamy zatem wartość dodaną, w postaci waloru edukacyjnego. I jeśli dobrze go przyswoić/utrwalić, oprócz rozrywki można uszczknąć dla siebie coś jeszcze. Bardzo lubię takie historie. Coś, co po trosze szokuje, ale z drugiej strony może stać się cenną wskazówką. Z cyklu: ucz się na błędach, a najlepiej tych cudzych.
Wydawać by się mogło, iż „Teściowa” nie ma żadnych wad, ale jedyna, jaką dostrzegłam, to początkowo nijakie postaci. Cała reszta sprawiła mi ogromną radość i zafundowała naprawdę potężne odprężenie… i zarwaną noc. Nie potrafiłam położyć się spać, nie poznając jeszcze jednego rozdziału. Bo przez tę powieść się płynie. A wątek samobójstwa tylko podgrzewa atmosferę. Dlatego gorąco polecam do pociągu, na wakacje czy jako ucieczka od szarości dnia codziennego. Naprawdę warto!
Ocena: 6/6
MariDa
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu PRÓSZYŃSKI i S-ka